12-04-2015, 21:04
Ukończyłem Metal Gear Solid V: Ground Zeroes na PlayStation 4.
W nowej odsłonie przede wszystkim atakuje od razu drastyczna zmiana klimatu całości na znacznie bardziej poważny. Poprzednie również nie stroniły od mroczniejszych tonów, ale mimo wszystko wprowadzały często humorystyczne przerywniki, chociażby w postaci dialogów, a i unikały drastyczniejszego obrazowania piekła konfliktów zbrojnych. Tu najwyższa kategoria PEGI została przyznana nie bez powodu, jako że przesłuchania prowadzone w obozie Omega są makabryczne, a sam, jako gracz, miałem okazje je słyszeć oraz widzieć ich skutki. Szczerze mówiąc, jestem (pozytywnie) zaskoczony faktem, iż nie wybuchł żaden skandal w związku z tym, aczkolwiek sądzę iż to przez fakt, że te materiały nie były łatwo dostępne i należało się nieco postarać, by je zdobyć.
Długich i pieczołowicie przygotowanych przerywników filmowych, będących znakiem rozpoznawczym dzieł Kojima Productions, nie mogło zabraknąć i w tej odsłonie, choć w nieco krótszej wersji i w mniejszej ilości. Nie sposób nie docenić sposobu ich wykonania – wszystkie trzy główne cut-sceny, trwające łącznie ponad 20 minut, wykonane są bez żadnego cięcia, kamera płynnie przechodzi między bohaterami, a i sam Kojima wykorzystuje fakt braku fizycznych ograniczeń filmowania, przez co otrzymałem wiele świetnie wyglądających i niestandardowych ujęć.
Sam scenariusz jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń przedstawionych w Peace Walkerze - moim zadaniem było uratowanie Chico oraz Paz z wcześniej wspomnianego obozu Omega. Biorąc pod uwagę lokalizację (Kuba) oraz przeszłość przybytku, nietrudno powiązać całość z więzieniem Guantanamo, a horror się tam odbywający wraz z piosenką Here’s to you nacechowują grę silnym komentarzem politycznym. Wydarzenia oraz historia Big Bossa sprawiają, że nie mogę się doczekać The Phantom Pain, aby się przekonać jak Kojima poradził sobie z przedstawieniem tej postaci.
Dużym odświeżeniem dla serii okazuje się być rozgrywka. Snake niemalże wraca do korzeni swojego pseudonimu, zabierając na misję niezbędne minimum. Można zapomnieć o jakimkolwiek radarze czy wskaźniku ukrycia, a baza jest dosyć otwartym miejscem, przez co wymagane jest podjęcie zupełnie nowej taktyki gry. Za pomocą lornetki można teraz zaznaczać przeciwników, aby dzięki temu śledzić ich ruch nawet za ścianą, a w razie odkrycia przydatny okaże się reflex mode pozwalający na rozprawienie się ze strażnikiem, gdy czas zwalnia. Choć zmiany w większości przypadły mi do gustu, tak ubolewam nad faktem, iż skradaniu się towarzyszy zauważalnie mniejsza liczba zabawek w porównaniu do ataków frontalnych.
Czy nazywanie Ground Zeroes płatnym demem jest słuszne? Zdecydowanie nie, to pozycja oferująca znacznie więcej niż jakiekolwiek demo i rzeczywiście zasługująca na miano prologu. Jednakże nie uważam decyzji Konami odnośnie ceny tytułu za słuszną - mimo wszystko, powinien być tańszy.
W nowej odsłonie przede wszystkim atakuje od razu drastyczna zmiana klimatu całości na znacznie bardziej poważny. Poprzednie również nie stroniły od mroczniejszych tonów, ale mimo wszystko wprowadzały często humorystyczne przerywniki, chociażby w postaci dialogów, a i unikały drastyczniejszego obrazowania piekła konfliktów zbrojnych. Tu najwyższa kategoria PEGI została przyznana nie bez powodu, jako że przesłuchania prowadzone w obozie Omega są makabryczne, a sam, jako gracz, miałem okazje je słyszeć oraz widzieć ich skutki. Szczerze mówiąc, jestem (pozytywnie) zaskoczony faktem, iż nie wybuchł żaden skandal w związku z tym, aczkolwiek sądzę iż to przez fakt, że te materiały nie były łatwo dostępne i należało się nieco postarać, by je zdobyć.
Długich i pieczołowicie przygotowanych przerywników filmowych, będących znakiem rozpoznawczym dzieł Kojima Productions, nie mogło zabraknąć i w tej odsłonie, choć w nieco krótszej wersji i w mniejszej ilości. Nie sposób nie docenić sposobu ich wykonania – wszystkie trzy główne cut-sceny, trwające łącznie ponad 20 minut, wykonane są bez żadnego cięcia, kamera płynnie przechodzi między bohaterami, a i sam Kojima wykorzystuje fakt braku fizycznych ograniczeń filmowania, przez co otrzymałem wiele świetnie wyglądających i niestandardowych ujęć.
Sam scenariusz jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń przedstawionych w Peace Walkerze - moim zadaniem było uratowanie Chico oraz Paz z wcześniej wspomnianego obozu Omega. Biorąc pod uwagę lokalizację (Kuba) oraz przeszłość przybytku, nietrudno powiązać całość z więzieniem Guantanamo, a horror się tam odbywający wraz z piosenką Here’s to you nacechowują grę silnym komentarzem politycznym. Wydarzenia oraz historia Big Bossa sprawiają, że nie mogę się doczekać The Phantom Pain, aby się przekonać jak Kojima poradził sobie z przedstawieniem tej postaci.
Dużym odświeżeniem dla serii okazuje się być rozgrywka. Snake niemalże wraca do korzeni swojego pseudonimu, zabierając na misję niezbędne minimum. Można zapomnieć o jakimkolwiek radarze czy wskaźniku ukrycia, a baza jest dosyć otwartym miejscem, przez co wymagane jest podjęcie zupełnie nowej taktyki gry. Za pomocą lornetki można teraz zaznaczać przeciwników, aby dzięki temu śledzić ich ruch nawet za ścianą, a w razie odkrycia przydatny okaże się reflex mode pozwalający na rozprawienie się ze strażnikiem, gdy czas zwalnia. Choć zmiany w większości przypadły mi do gustu, tak ubolewam nad faktem, iż skradaniu się towarzyszy zauważalnie mniejsza liczba zabawek w porównaniu do ataków frontalnych.
Czy nazywanie Ground Zeroes płatnym demem jest słuszne? Zdecydowanie nie, to pozycja oferująca znacznie więcej niż jakiekolwiek demo i rzeczywiście zasługująca na miano prologu. Jednakże nie uważam decyzji Konami odnośnie ceny tytułu za słuszną - mimo wszystko, powinien być tańszy.