Forum Dyskusyjne arhn.eu -- Kiedyś mieliśmy tu recki grema™

Pełna wersja: Etheor... człowiek orkiestra (?)
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witam wszystkich serdecznie. Nadeszła pora, kiedy kolejny Gracz postanowił zasilić szeregi tej społeczności. Pokrótce przedstawię swoją osobę:

Pewnego zimnego, styczniowego poranka w roku 1988 postanowiłem- jako człowiek ciekawski- wyjrzeć na zewnątrz, aby poznać nieco świat. Z opowiadań bliskich mi osób wiem, iż wszelkie swoje niezadowolenie manifestowałem głośnym rykiem i płaczem, a co w końcu ustępowało z biegiem lat ku uciesze innych. Zdarza się...

Sięgając pamięcią, pierwszy kontakt z elektroniczną rozgrywką liznąłem będąc małym brzdącem w wieku 5 lat. Dało mi to niezapomniane doznania, które jakby nie patrzeć kolekcjonuję już od ponad 19, a jak się później okazało były czymś więcej, aniżeli "marnowaniem pieniędzy na głupie gierki"- zna to ktoś? Wszelkie zaoszczędzone złotówki wydawane były hurtowo w salonach gier, które do dzisiaj uznawane są przeze mnie jako Mekki dla Graczy. Niestety, dzisiaj ze świecą szukać takiego miejsca z prawdziwego zdarzenia, dlatego również mam poczucie, iż uczestniczyłem w czymś wyjątkowym. Młodsze pokolenie w dobie wszelakiej komputeryzacji- z przykrością to piszę- nigdy nie uświadczy tak cudownych chwil. Początkowo oblegane stoiska z fliper'ami, z biegiem czasu i wzrostem popularności dołączały nowe "skrzynki" z grami, które de facto szybciej były otoczone przez grupkę ludzi, aniżeli jeszcze zostały "zainstalowane" w "domu uciech" (sic!). Teenage Mutant Ninja, Mortal Kombat I, Golden Axe, Punisher, Street Fighter, Samurai Shodown, Pac Man, Street Hoop... łzy same napływają do oczu, kiedy to człowiek uzmysławia sobie ile historii ma już za sobą, a kiedy jeszcze przypomni sobie dźwięki wydawane z automatów, widzów, którzy zawsze bacznie przyglądali się kiedy ktoś skończy aby dopchać się do "gałek", miłych, starszych kolegów, sprawiających wrażenie jakoby nocowali w salonach charakteryzujących się zawsze specyficznym zapachem, identyfikujących zawsze to samo pytanie: "Pomóc Ci?", "Wygrać ci tego przeciwnika?"... Piękne czasy, których nic nigdy już nie zastąpi. Człowiek czerpał nawet przyjemność nie z tego tylko, że grał. Wystarczyło pójść w takie miejsce, gdzie dzień w dzień widziało się te same osoby- a niejednokrotnie zaowocowało to w końcu koleżeństwem- i czuł się człowiek jak wśród swoich. Mógł tylko być obserwatorem, a już to dawało niesamowitą przyjemność. Oczywiście historii jest dość sporo, zabrakłoby czasu aby spisać multum wydarzeń jakie tam miały miejsce nie raz. Zarówno te mniej, jak i bardziej hardcore'owe.

Jak to w końcu w życiu bywa, człowiek zaczyna rozmyślać. W moim, i nie tylko moim przypadku, żądzą było posiadanie takiej "Szafki jak w salonie" i zagranie się na śmierć... po czym krótko sprowadzani byliśmy przez rodziców na ziemię Winking

Kolejne miesiące przyniosły jakimś trafem Atari, a później NES'a mojemu dobremu przyjacielowi. O ile na Atarynce graliśmy dużo przed NES'em, to jednak nie było tego czegoś. Odwiedzaliśmy wciąż salony gier oczywiście. W przypadku NES'a, nastąpił natomiast olbrzymi przełom. Naturalnie jak chodziliśmy do salonów, tak chodziliśmy nadal, ale jak była "kieszeń pusta", to szturmem leciało się i siadało przed telewizorem z dwoma "dżojstikami". Pojęcie czasu dla nas nie istniało, a powroty po 21 czy 22 to było normalne. Wyobraźcie sobie szkraba w dzisiejszych czasach idącego po ulicy w tych godzinach... Yeah, right.

Warto zaznaczyć, że stosunkowo blisko mojego przyjaciela mieszkała moja babcia, a co za tym idzie w weekendy nastawały maratony, które w porównaniu z dzisiejszymi "maratonami", o których nieraz słyszę lub czytam, wywołują uśmiech w kąciku ust. Oczywiście inne rozrywki także były, m.in. latanie do wypożyczalni wideo, która jakimś trafem była połączona z salonem (sic!) i kierowanie się "przypadkowo" w dział z filmami dla dorosłych, a jak trafiło się jakiś film na VHS (taka kaseta do magnetowidu [ehhh... jakie to jest ciężkie- magnetowid- urządzenie pozwalające odtwarzać kasety z filmami]), w których chociaż na chwilę było widać kobiece piersi (ave cenzura Winking), to od razu taka kaseta lądowała pod łóżko "żeby nikt nie znalazł"... oh, wait. To nie ten temat, zagalopowałem się.

No dobrze, niby wszystko pięknie, ślicznie. No nie do końca, o czym przekonał się człowiek kiedy załapał poważniejszą chorobę. Kiedy było to małe przeziębienie, to zero problemu, kolega brał sprzęt pod pachę i stawiał się u mnie w domu, ale kiedy na drodze stawały poważniejsze infekcje, tak można było zapomnieć o graniu na dłużej. Tony godzin refleksji- absurdalnie brzmi, prawda? Refleksja nad sensem życia w wieku 7 lat, heh- jak tu zagrać, niezliczone ilości proszenia rodziców o własną grę- wtedy określenie konsola, to były czary, więc nie dziwcie się- w końcu zaowocowały, że na komunię, a raczej przed nią (posiadam jakiś taki dar przekonywania, ale generalnie prezent miałem dostać na komunię) moim oczom ukazało się wielkie pudło z napisem Commodore 64. "ŁOJEZUS MARIAN! To ma klawisze, to ma dżojstik, to ma dyskietki, to ma..."- zachwytom nie było końca. Posiadłem w końcu jakby nie patrzeć pierwszy komputer, a internetu moi mili nie było, więc na pytanie "Dlaczego ta gra nie działa?", nie było widać lasu rąk. Oczywiście znajomy, szwagra, znajomego ojca przyniósł nowinę pocztą pantoflową- "Trzeba dostroić głowicę magnetofonu (taki sprzęt, który umożliwiał odtwarzanie kaset magnetofonowych/kompaktowych, bo wówczas na C64 oprócz kartridży gry były na kasetach)". Zabawy było co niemiara. Audycje radiowe, to już historia. Jak to mówią: "Nic nie trwa wiecznie" i pewnego razu podczas energicznego ruchu połamał się dżojstik- Nie zapomnę tego nigdy, wrrr... Gra, w której jechało się na łyżwach i przeskakiwało beczki. Dochodziłem do poziomu, którego za Chiny nie mogłem przejść, no i tak jakoś wyszło samo z siebie- dzisiaj pewnie byłoby inaczej... albo i nie i kolejny dżojstik by "się połamał".

Następne urodziny i nabyłem- oczywiście nie sam- pierwszą swoją konsolkę, czyli NES'a, a raczej jego klon. C64 było fajne, ale czas wgrania się gry, których akurat liczba była bardzo mała, ze względu na to, iż niewiele osób je posiadało, a co dopiero kupienie nowych, zanim zostały wykupione przez tajemniczych jegomości graniczyły z cudem. Popularne kartridże w stylu 99999999 in 1 opanowały rynek, więc decyzja była taka, a nie inna. I tak to się mniej więcej zaczęło. Pierwszy Pegazus, potem następny, i kolejny... dochodzimy do roku 97-98. W międzyczasie salony przestały funkcjonować, wymierając jeden po drugim. Człowiek desperacko szukał znajomości salonowych z dawnych lat (chęć spędzenia wspólnie czasu przy grach, a zaproszenie 10 osób do jednego pokoju często kończyło się odmową rodziców), aż pewnego dnia dotarła wiadomość o nowym salonie "Ale nie takim jak wcześniej- małe wyjaśnienie dla młodszych czytelników. Dawniej niektórzy cwani ludzie otwierali wynajmowane pomieszczenia, stawiali po 3, 4 telewizory, podłączali konsole i płaciło się za godziny spędzone przed nimi. Teraz mają tam "Plejstejszyn"!". "WOW, co?! A co to jest?!"... i tak słuchanie o tym cudzie zajęło całą drogę zanim dotarliśmy do upragnionego miejsca. To co zobaczyliśmy na własne oczy odmieniło nasze życie raz na zawsze. Oczywiście dawni koledzy już tam byli Winking

Grafika "trzyde", gry na płytach... "CZŁOWIEKUuu!". Stracone pieniądze w starszych "wylęgarniach graczy" przy tym, to mały pikuś, ale kolejne doświadczenie- bezcenne. Wśród perełek m.in.:
- Wyciągnij płytę, ja pójdę po inną grę
+ Nie
- Dlaczego?
+ Bo jak się coś zepsuje?

Po skończonej sesji w połowie drogi do domu:
- Wyłączyliśmy konsolę?
+ A po co?
- Ty, za to słyszałem, że jest kara. Jak kończy się czas, to trzeba wyłączyć grę (i w te pędy znowu do salonu)

Tak. Tak to funkcjonowało w mojej okolicy. Kwestią czasu było "udomowienie" PlayStation. Jak kolega miał, to się pożyczało- niejednokrotnie odpłatnie- od niego na dzień lub dwa. Biznes życia jak się nie patrzy! W salonach zagościło jeszcze N64, które dziwnie było omijane przez innych, ale chętnie pograłem w coś "innego", więc pretensji nie mam do nikogo.

W późniejszych latach, kiedy cena konsoli spadła i była w miarę znośna jak na mój budżet, czyli ok 2000 roku, trafiła do mnie do domu. Nie miałem pojęcia, że wkrótce nadejdzie jej nowa odsłona- pisma branżowe, które nie były tak popularne jak później, sprzedawane były dość szybko, poza tym zamiast kupować gazetę, człowiek odkładał na gry- krótko mówiąc: nie przejmowałem się tym. O kolejnych nieprzespanych nocach (nie pierwszych rzecz jasna, oczywiście kiedy wszyscy domownicy poszli spać i nie wiedzieli o tym) nie będę wspominał, bo to przechodził chyba każdy.

Nie będę opisywał wszystkiego co dalej się działo, bo raz, że zajęłoby to zbyt dużo- już zajętego- miejsca i czasu, zatem obwieszczę, że to były nudy i nic ciekawego...

Przewinęły się przez moje ręce: PlayStation Slim, dalej PlayStation 2, N64, PlayStation 2 Slim, Dreamcast, GameCube, ponownie PlayStation 2 Slim zakupione podczas małej przygody na Wyspach, tak jakoś ciągnęło mnie do szarpania również tam, i na tym koniec. Niektóre konsole sprzedane, z większych lub mniejszych powodów. Epizod z graniem na PC również nie był mi obcy.

Patrząc teraz wstecz- na półce dumnie się prezentuje pierwszy PlayStation lekko odnowiony przeze mnie, zarówno obudowę kiedyś skrzywdziłem jak i laser padł, N64 oraz PlayStation 2- nie pozbyłbym się tego sprzętu, tak jak to zrobiłem z w/w. Miały one jakąś wartość sentymentalną, która także przyczyniła się do tego kim jestem. Wszechobecna nagonka, że gry są złe, ogłupiają ludzi i wychowują morderców/psychopatów... Wypraszam sobie.

Skończyłem liceum o profilu humanistyczno-publicystycznym. Studia licencjackie w zawodzie fizjoterapeuty, a obecnie z lekkimi przerwami, nad którymi nie będę się rozwodził, bo to nie czas i miejsce na to, nadal się magistruję w wyżej wymienionym kierunku. Interesowałem się i nadal to ode mnie nie odeszło- a za co dziękuję Ekipie Arhn.eu, która uświadomiła mi, że "stara miłość nie rdzewieje", dając potężnego- przysłowiowego- kopa w du*ę, lekko wypalonemu graczowi, którego branża zaczęła nudzić- Elektroniczną Rozrywką, celowo pisaną z dużej litery oraz wieloma branżami, którymi interesują się moi rówieśnicy. Dodatkowo jako hobby traktuję grafikę komputerową oraz muzykę. Czy wobec tego wszystkiego, ja jestem głupi, czy zamorduję kogoś? Nie wydaje mi się.

Jeżeli dobrnęliście do tego momentu, to macie moje gratulacje. Tak w skrócie można opisać moją osobę oraz początki związane z grami Smiling
(24-05-2012, 20:10)Etheor napisał(a): [ -> ]"marnowaniem pieniędzy na głupie gierki"- zna to ktoś?

Huh... Pamiętam jak matka mi żałowała kiedyś wydania ponad 100zł na GTA IV.

Swoją drogą, witamy. Ciekawy życiorys, choć jeszcze całego nie przeczytałem.

Ten życiorys jest trochę za długi, ale doceniam twoje starania.
Knopers Bitch please! nie ośmieszaj się, to że Ty przeczytasz max. pół strony A4 to nie znaczy, że inni nie potrafią więcej.

A tak nie offtopując już, witamy na pokładzie i życzymy owocnych dyskusji na naszym shoutboxie, czy w tematach (Co jest trochę rzadsze). Widać że miałeś sporą styczność z grami i to się bardzo chwali, mam nadzieję że przyjemnie będziesz spędzał czas na forum i odwiedzał nas w miarę często Winking
Witaj Etheor Ciekawy życiorys
(24-05-2012, 20:55)knopers napisał(a): [ -> ]Ten życiorys jest trochę za długi, ale doceniam twoje starania.

Dziękuję, chociaż nie wiem o jakich staraniach tutaj piszesz. Małe streszczenie na prośbę mniej wymagających w takim razie:

Cześć.

Mam 24 lata, a z grami mam styczność od 19. Obecnie posiadam PSX, PS2 i N64. Ponadto interesuję się motoryzacją, muzyką, grafiką komputerową, koszykówką i downhill'em. Dobre kino też lubię. No to tyle.

Tylko czy to kształtuje w jakiś sposób moją osobę, bo moim jest to kilka pustych zdań, których setki w podobnych topicach? Winking

No Etheor... czapki z głów, to jest dopiero powitanie, drugie, które bardzo mi się spodobało. Ciekawa historia, prawie identyczna jak moja, wiek prawie też się zgadza... ale co ja tu będę o sobie... Witaj ! Miło, że jesteś z nami.
Super Etheor! Świetne powitanie, cieszę się że tak się rozpisałeś Smiling

Co do wypożyczalni - doskonale wiem o czym mówisz. Mieszkam na osiedlu i w bloku obok była właśnie taka wypożyczalnia. Na początku same VHS, pamiętam nawet poszczególne pozycje Grinning Po prawej stronie od wejścia pokój z "filmami dla dorosłych" Winking Trzeba było przejść przez to małe pomieszczenie aby znaleźć się w... pokoju gier. Z tego co pamiętam to za wiele tam nie było i właściwie komputera (konsoli?) mogli używać tylko znajomi właściciela wypożyczalni. Ja sam byłem za młody żeby być jego kumplem ale mój tata bardzo często mnie tam zabierał ("Zasłoń oczy jak będziemy przechodzili przez ten pokój bo tu są filmy nie dla dzieci" Trollface ). Natomiast jedna rzecz bardzo zapadał mi w pamięci - grałem w Duke Nukem mając na głowie hełm Grinning I to nie taki zwykły hełm tylko powiedzmy... hełm 3D. Zakładałem i byłem w grze. Niestety nie mam pojęcia co to było za urządzenie Childish Od tego właściciela pożyczaliśmy też czasami Nintendo 64. I tak na koniec - pamiętam jak w wypożyczalni pojawiły się pierwsze filmy DVD, w tym "Świnka Babe" w takim kartonowym pudełku z plastikowym klipsem. Wspomnienia Winking