Forum Dyskusyjne arhn.eu -- Kiedyś mieliśmy tu recki grema™

Pełna wersja: Konkurs! - Wygraj CY-BUGA!
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2




W naszym najnowszym materiale wideo ogłosiliśmy mały konkurs w którym wygrać można jednego z dwóch elektronicznych robaków "Cy-Bug".

By wziąć udział w konkursie wystarczy napisać posta w tym temacie opisując życiową historię dotyczącą insektów i wszelkiego robactwa, która najbardziej zapadła wam w pamięć.

Termin przyjmowania zgłoszeń konkursowych mija 13 Stycznia.

Ban na forum = wykluczenie z konkursu.
Miałem 8 lat i przeciw wszystkim prawą nie lubiłem zbytnio robaków oraz wszystkich glutowatych rzeczy.
Ale co do historii poszedłem z kolegami na popularny jeszcze w dawnych czasach plac zabaw. Oczywiście wszyscy naraz rzucili się na huśtawki nie byłem pierwszy i musiałem odczekać swoje na trawie obok. Wreszcie nadeszła moja kolej osiągnołem już całkiem dużą wysokość gdy nagle patrząc przez ramie zobaczyłem na sobie wielkiego czarnego żuka. Wystraszyłem się tak że spadłem z huśtawki tracąc oddech po uderzeniu o ziemię koledzy natychmiast do mnie podbiegli na szczęście nic się mi nie stało a po całym fakcie poszliśmy na lody. Smiling
Były to wakacje 2010r. Z kolegami poszliśmy do ogrodu na śliwki i jabłka.
W śliwkach często były robaki dlatego bardzo uważaliśmy żeby żadnego nie zjeśćSmiling Jednak po kilku kęsach okazało się że jest tam robakChildish I do tego tylko jego połowa O_o Jego reszta znajdowała się w mojej "paszczy" Smiling
Co było dalej wole nie pisać... Teraz zanim ugryzę śliwkę to najpierw ją przepoławiam a potem dokładnie przeglądamSmiling
Miałem wtedy ok. 6 lat. Byłem na biwaku, niedaleko Białegostoku. Spałem w namiocie, gdy się obudziłem, nie mogłem otworzyć 1 oka, panikowałem. Natychmiast wróciliśmy do domu, mama zaprowadziła mnie do lekarza. Lekarz stwierdził, że komar użądlił mnie w powiekę. Najgorsze jednak było to, że musiałem codziennie przez tydzień dostawać zastrzyki w dupę ( pośladki ). Ból był niemiłosierny, jednak jakoś to przeżyłem.
Było lato, mój brat dostał na urodziny młodą tarantulę. Przyjęłam to niezbyt szczęśliwie, ponieważ nienawidzę żadnych robaków. Następnego dnia rano obudziłam się i zauważyłam jego pająka na mojej poduszce - wpadłam w paranoję i bez zastanowienia wzięłam książkę (duża, twarda okładka), która leżała na stoliku koło łóżka i ... z całej siły przygniotłam go (wiem, wiem .. co ze mnie za człowiek). Natychmiast wybiegłam z piskiem. Całą rodziną wróciliśmy do pokoju, aby sprawdzić co się dokładnie stało temu pająkowi. Na moje szczęście nic mu nie było, prawie nic .. miał jedną nogę lekko zgniecioną. Po tygodniu leczenia jego nogi wrócił do zdrowia. Mój brat z mojego powodu jednak musiał go oddać. Do dzisiaj (od czasu do czasu) wypomina mi tą trudną chwilę.

Robaka planuje przekazać mojemu bratu, ale przy okazji go nastraszę, żeby wiedział jak ja się czułam (mniej więcej)
Miałem wtedy lat 18. Było to ok. rok temu gdy z kumplami robiliśmy wspólnie ognisko. Jak wiadomo młodzi gniewni to troszkę sobie wypiliśmy, a że szanowny pan Sets0n jeszcze wtedy nie słynął z mocnej głowy to odpadł jako pierwszy. Gdy ledwie kontaktowałem "kumple" namówili mnie abym zjadł robaka, a ja nie chcąc być ciotą.. zjadłem go. Była to glizda, którą najpierw przegryzłem na pól a później zjadłem całą. Na drugi dzień gdy obudziłem się na kacu kumple pokazali mi filmik (było na nim widać jak jej flaczki dyndają mi na ustach) z rana niestety nie czułem się najlepiej ponieważ stężenie alkoholu w mojej krwi było tak duże że chuchając na któregoś ze znajomych pewnie bym go jeszcze opił. Ale wracając do historyjki gdy obejrzałem filmik niestety zwymiotowałem.. źle się czułem przez cały dzień i cały czas jak przypomina mi się ta nieszczęsna glizda jest mi nie dobrze.. ;/ <BLEH> W sumie można powiedzieć, że jestem polskim Bearem Grylls'em ;D Pozdrawiam was wszystkich i uprzedzam nie jedzcie robaków po pijaku! Strzałeczka.
Dawno, dawno temu jak byłem na koloniach pewnego dnia wpadliśmy na ekstra pomysł, żeby pójść spać do lasu. Zbudowaliśmy szałas wzięliśmy śpiwory, rozłożyliśmy się w szałasie który był o wymiarach około 3x3x3 dzień był piękny, wydawało mi się, że to najlepszy dzień z tych kolonii ale czekała mnie nieciekawa niespodzianka... Wieczorem zrobiliśmy ognisko i najedzeni przekąskami z ogniska poszliśmy spać. Rano obudziłem się totalnie niewyspany była z 6:00 rano czułem się strasznie nieswoją a coś mnie łaskotało w nogi, gdy chciałem zobaczyć co to poczułem ukłucie podniosłem szybko śpiwór a na nogach miałem z 6 os zacząłem krzyczeć budząc innych wszyscy inni też byli w osach gdy zacząłem drzeć się zaczęły mnie bardziej żądlić próbowałem wybiec z lasu (mimo tego, że byłem w samych majtkach) całe szczęście, że las był niedaleko naszego miejsca pobytu. Jednak gdy wybiegłem z szałasu było jeszcze więcej os, na jedną nawet nadepnąłem a jeszcze inna ugryzła mnie w wargę a na dokładkę nie miałem nic na nogach każdy postawiony krok sprawiał u mnie ból. Gdy już dotarłem na miejsce próbowałem powiedzieć ludziom którzy nie poszli do lasu co się stało ale cały się trząsłem i z opuchniętą wargą nic co mówiłem nie miało najmniejszego sensu, po jakimś czasie uspokoili mnie i później przynieśli moje rzeczy z lasu miałem chyba z 14 bąbli i opuchniętą wargę, do dziś boję się wszystkiego co bzyczy i ma żądło. Childish
Stało się to kiedy miałem 8 lat. Razem z kolegami bawiliśmy się na podwórku, był słoneczny dzień. Niedaleko, za domem mojego sąsiada są (A raczej były. Już nie ma) 2 kosze na śmieci, a raczej kontenery. Blisko była łąka, więc postanowiliśmy iść tam i pograć w nogę. Mocno się spociłem. Na pewno znacie to uczucie jak pot spływa na plecach. Tak się właśnie czułem. Było gorąco, dlatego też zdjąłem bluzkę. Koledzy stali jak wryci... Nie wiedziałem o co im chodzi, miałem minę, jak to wyrazili, jak nieświadomy głupek. Szybko zaczęli okładać mnie kijami po plecach. Krzyczałem na nich, wtem z moich pleców spadły 2 wielkie, obleśne robale. Nie wiem czy były to karaluchy. W każdym razie, spadły 2 z moich pleców. Szybko pochwyciłem kij i zacząłem bić robale. Ku mojemu zdziwieniu, choć wyglądały mizernie, nadal pełzały. Moi koledzy biegali po całej łące, wiadomo, jak to osmiolatkowie. Jeden kolega miał 7 lat. On nie widział całego zdarzenia, ponieważ w przerwie poszedł się napić. Stanął przede mną, nadepnął na ochydztwa. Zaczęliśmy mu tłumaczyć. Kiedy odciągnął stopę, robaki ledwo chodziły, ale żyły. Pobiegliśmy do domu, nalaliśmy wody do butelki a tam dosypaliśmy trutkę na mrówki. (chodzi o te czerwone kulki) Wróciliśmy na łąkę, sprawdziliśmy czy robale uprzednio zakryte przez nas reklamówką nadal były. Tak. Polaliśmy je specyfikiem i uciekliśmy. Nie wiem co się z nimi stało, ale później ich tam nie było. Może nie jest to straszne, lecz miałem w tedy 8 lat, a nawet powiem że 7, ponieważ tydzień wcześniej miałem urodziny. W tym wieku było to dla mnie straszne.
Moja prawdopodobnie najstraszniejsza historia związana z insektami została mi opowiedziana przez matkę. Dla niej jest to traumą do dziś - otóż kiedy byłem maluteńkim szkrabem, popindalającym sobie radośnie na 4 kończynach, zawsze byłem w tym samym pomieszczeniu, co matula ma, przy zamkniętych drzwiach, żebym nie uciekł. No i pewnego dnia, w trakcie przygotowywania obiadu, spostrzegła ona, że sunę na czworakach niemal jak Usain Bolt na setkę, ewidentnie coś goniąc. Podbiegła szybko do mnie i... w ostatniej chwili wyciągnęła mi ślicznego pająka z ust (a sama ma arachnofobię). Cóż, głodny byłem, zwierzyna co prawda uciekała przez całą kuchnię, ale już już, czując jej drobniutkie 6 nóżek na języku, odebrano mi ją. Podobno później za każdym razem, kiedy chodząc sobie radośnie robiłem nagły zryw w którymś kierunku, matka starała się mnie szybko łapać, znając moje zapędy. Po prostu byłem tłuścioszkiem, jak to się mówi "zjadłbym konia z kopytami" i pewnie i to bym zrobił, gdyby nie fakt, że trochę trudno takowego upolować w mieszkaniu.
Było to pewnego pięknego lata, gdy miałam około 5-ciu lub 6-ciu lat.
Domek na działce, sprzed 2-wojny światowej oczywiście pozbawiony toalety. Z tej racji od zawsze, nasze potrzeby załatwiamy w wychodku. Wychodku drewnianym, pokrytym wszelakim robactwem i świństwem.
Któregoś dnia wynikła pilna potrzeba. Idę, siadam, strach niewyobrażalny przed wszystkich co tam jest, nagle słyszę brzęczenie spod moich czterech liter ... uciekam przez całe podwórko, dając rodzinie widok na to na co nie powinno się patrzeć ... kończę to piękną glebą pod drzewem.
Dwa lata temu, gdy byłem jeszcze w starym mieszkaniu, razem z rodzicami walczyliśmy z prusakami. Robaki mnie nie przerażają ale te są wyjątkowo obrzydliwe. Była gdzieś 2 w nocy w wakacje i grałem sobie w BF2. Ciemno było więc nic nie widziałem i nagle WIELKI prusak zaczął smyrać mnie swoimi czułkami w rękę( stanął sobie na klawiaturze) i patrzył się na mnie jak by coś chciał. Próbowałem go złapać ale tak szybko biegał że robiłem to z pół godziny! Rano jak się obudziłem opowiedziałem wszystko rodzicom żeby spryskali czymś to biurko ale mama się śmiała bo stwierdziła że on chciał pograć sobie ze mną a ja go chciałem zatłuc Grinning. Następnego dnia znów się pokazał ale przypadkiem go zgniotłem rzucając książkę na biurko. Tak skończył się jego marny los. Mam nadzieję że ciarki przeszły Laughing. Pozdrawiam
Lemur (drużynowy); Legvan (przyboczny); Mrówki (robale);

Upalne lato. Rzecz dzieje się w środku lasu. Harcerskie namioty stoją wokół placu apelowego.
Obóz jest prawie bezludny, pozostała w nim tylko kadra. Uczestnicy wyszli w las na "Manewry", czyli trzydniową grę terenową, w czasie której śpią w małych turystycznych namiotach i zdobywają strawę oraz napitki uczestnicząc w przeróżnych zabawach.
Lemur - Pyszności, powiadam ci, drogi Legvanie. (wafel z dżemem jedząc, bo było śniadanie)
Legvan - Może i pyszności, mój miły kamracie, ale kruszysz waflem na me czyste gacie!
Lemur - Okruszków drobina nic ci nie zaszkodzi. Daj mi lepiej dżemu, jedzmy póki młodzi.
I tak minął dzień na obżarstwie, lenistwie i okazjonalnym dostarczaniu surowych kurczaków uczestnikom.

Poranek. Kadrówka (czyli namiot kadrowy). Kawałki wafla z dżemem leżą rozdeptane na ziemi (namioty nie mają podłóg, duh). Bohaterowie budzą się.
Legvan - Szybko obóz mija, ależ ten czas pędzi. Ej, coś po mnie łazi! Strasznie mnie coś swędzi!
(zrywa się z pryczy, drewnianego, samorobnego łóżka)
Lemur - Cicho, ja tu spać chcę...
Legvan - Tak mów swojej matce! Mi tu mrówki łażą po całym śpiworze! Są też w moich ciuchach. Niech mi ktoś pomoże!
Lemur - Psiknij Muchozolem, porządnie a raz.
Mrówki - ALL YOUR BASE ARE BELONG TO US.
Moja najgorsza przygoda z robalami miała miejsce jakiś rok temu. Ogółem mówiąc naszła mnie ochota na słodycze więc kupiłem na wagę kilka cukierków nie będę wymieniał nazwy mogę jedynie powiedzieć że to jedno z imion męskich na m Grinning gdy przyszedłem do domu zjadłem kilka owych cukierków aż nagle po nadgryzieniu jednego z nich ujrzałem w cukierku białego robala to było ochydne, od tego czasu już nie kupuję cukierków owej marki, a mogę dodać że za tą historię dostałem zwrot pieniędzy za zakup Smiling pozdro
Z 10lat temu wraz z siostrą przynieśliśmy około 20 szyszek z lasu . Ułożyliśmy je na stole i na chwilę zostawiliśmy . Okazało się że są pełne robali . Dodatkowo pierwszą reakcją na to było rzucenie w nie szyszką z której także wyszły robaki :-) . Cały stół był w robakach , które do tego zaczęły schodzić na dół . Co było dalej nie pamiętam .

Dajcie jednego takiego robaka mój kot będzie Wam wdzięczny :-)
Nie znalazłem w treści konkursu informacji, że ma to być 'przerażająca' opowieść, opowiem więc swoją, która mimo wszystko dla mnie była niemal tragiczna.

Miałem może 10 lat i wolną dolną półkę w standardowym regale na książki o niewielkich wymiarach. Pewnego razu zauważyłem tam pajączka. Był to wszystkim nam dobrze znany kosarz pospolity.
Tak mi się ów pajączek spodobał, że postanowiłem go 'hodować'! Codziennie dzielnie upolowałem mu jakąś muchę z okna, bo gdzie biedak na półce przy ziemi miał coś złapać. Pajączek w ramach wdzięczności rozbudowywał swój domek stworzony z poplątanej pajęczej sieci, a mały Grzes się cieszył, że ma nowego przyjaciela (dodam, że do dziś jestem jedynakiem, więc w jakiś sposób się nim spełniałem :P). Pajączka dzielnie utrzymywałem przy życiu przez około 2 tygodnie. Naturalnie z upływem tego czasu pajęczyna była gęsta niczym mleko i ciężko było jej nie zauważyć.
Pewnego dnia, wracając po ciężkiej umysłowej ośmiogodzinnej pracy w szkole, będąc na klatce schodowej przed drzwiami, zauważyłem, na rzucającym na nią światło oknie, muchę. Postanowiłem wykorzystać sytuację i złapać mojemu psiapsielowi świeży obiadek. Złapawszy muchę wszedłem do domu, stanąłem w progu mojego pokoju i przeżyłem szok. Był to dla mnie tak wieki wstrząs, że pamiętam go jakby to było wczoraj. Mianowicie, moja mama miała niezbyt ciekawy nawyk sprzątania mojej "bazy". Do jednego z obowiązków sprzątania należy odkurzanie. Zauważywszy gęstą pajęczynę bez wahania wsysnęła ją śmiercionośną rurą odkurzacza. Kiedy mi o tym powiedziała, po moim policzku spłynęła horda męskich łez, czego następstwem było strzelenie focha z przytupem na cały dzień +n kolejnych.
Nawet nie miałem szansy godnego pochówku przyjaciela.

Do dnia dzisiejszego odkurzacz jest moim najgorszym wrogiem, a od straty pocieszają mnie dwa ptaszniki (z czego jeden już posiada maksymalny poziom) i skorpion, którymi skrupulatnie się opiekuję Grinning
D_a, ahh... Twoje konkursy są moją jedyną nadzieją na nowe zabawki.
Nie przypominam sobie żadnej historyjki związanej z insektami... Przypominam sobie jedynie zdarzenie, do jakiego doszło w miniony weekend.
W minionym tygodniu, dziewczyna będąc u mnie zauważyła mała pajęczynkę na kinkiecie. Zobaczyła tam małego pajączka, który puszczał się po swojej nici z góry na dół. Wyglądało to dość zabawnie i nawet zaczęło mi być szkoda mojego przyjaciela, bo wiedziałem, że spotka go marny los kiedy zostanie dostrzeżony przez kota mojego "Kota" (a on uwielbia wszelakie insekty) także postanowiliśmy go uchronić przed zgubnym losem podarowując mu nową przygodę na balkonie. Mam nadzieję, że wytrzyma zimę. The end.
Za dużo tego nie było :<, 10-11 lat temu, pojechaliśmy na ryby z ojcem, akurat jeszcze mały byłęm, więc nie zbyt ogarniałem o co biega i tak dalej, przyszło na podanie robaków, okej spk nie ma sprawy, najśmieszniejsze jednak było to, gdy wyciągałem jednego robaka, drugi wypadł mi pod nogi, Oczywiście przestraszyłem się, i do dzisiaj nie wiem dlaczego odrazu skoczyłem do wody, oczywiście miałem wtedy 7 lat …
Jak byłem mały, zobaczyłem kopiec mrówek. Podbiegłem do niego, wziąłem patyka i zacząłem go rozgarniać. Okazało się, że był to kopiec mrówek czerwonych. No ale byłem mały i sobie kopałem w tym kopcu dalej. W międzyczasie mrówki zaczęły mnie obłazić. Gdy się o tym zorientowałem(czułem jak mnie gryzły), nie wiedziałem, co zrobić. Pobiegłem szybko i wskoczyłem do wody. Na szczęście umiałem pływać.  Szybko wyszedłem z wody, byłem cały mokry, ale nie było już na mnie mrówek. Po tym doświadczeniu staram się omijać każdy kopiec z daleka.
Trzy lata temu byłem w górach z rodziną. Wynajęliśmy sobie starą knajpę z widokiem na Tatry. W ostatni dzień kiedy jedliśmy pierwsze danie wpadł mi robal z sufitu wielkości małego palca u nogi. To było okropne i dla tego nie jem już prawie żadnej zupy bo cały czas kojarzy mi się z tym incydentem !!! ;/
Napisałem już to na stronie w komentarzach pod filmem, ale chyba trzeba było na forum c'nie?

Pewnego razu smacznie sobie śpiąc, obudziłem się, gdyż coś mnie „smyrało” po brzuchu. Patrzę, a to karaluch. Skaczę na łóżko karaluch w kołdrę. Standardowo „o k*rwa”! W bokserkach wychodzę z pokoju, schodzę po schodach do kuchni, otwieram lodówkę, a tam znowu karaluchy. Wkurzyłem się nie na żarty, wróciłem do pokoju, żeby się ubrać. Otwieram szafę i znowu karaluchy. Mega wkurzony ubrałem się jednak. Znowu coś mnie „smyra” po brzuchy. Myślę „co jest”. Patrzę a to mój pies. Okazało się, że to był sen, a ppo brzuchy lizał mnie pies. Winking
Pozdrawiam, a zwycięzcom życzę udanej zabawy z robalami.
Bylem mlodym około 6 letnim chłopcem (mialem zadatki na obojniaka) podczas wakacji w gorach przyczailem sie wraz z rodzina (oddział delta force) . Na jakimś schronisku. Zajadamy przekąski ja patrze na moja noge a tam (jakiś mutant karaluch) wtf wtf wtf.1 słowem zaczelem drzec sie jak fanki na koncertach betelsow. Krzyczalem tak że ok 200 ludzi bedacych w okolicy sojrzalo się na mnie. Ja krzyczalem nadal.2 litrawa woda usilowalem stracic karalucha. To na nic ręce yrzesly mi się jak szalone. Mój.tata strocil drania reka. Mimo to ja nadal krzyczalem. Krzyczalem tak że (serio) stado owiec (chyba owiec) zaczęło wariowac (uciekalo całe wielkie stado) góral wyrwal za nimi. Ja nadal krzyczalem jeszcze chwule. Gdy siw uspokoilem serce biło mi jakbym przebiegł maraton. Tego niebd Sie opisac . To dysk bym nagrać.
(10-01-2012, 22:35)Pstrykacz napisał(a): [ -> ]Tego niebd Sie opisac . To dysk bym nagrać.

Tego niebd Sie czytac .

Niektóre historie brzmią jak po dopalaczach Grinning Ja w sumie do robali nie czuję jakiegoś specjalnego wstrętu ale są jeden skurczybyki, które wkurzają mnie w mieszkaniu - mowa o znanych pod polską nazwą "rybikach". Nic nie robią, nie szkodzą ale łażą nocą po łazience i zwyczajnie denerwują swą obecnością. Nadal nie znalazłem czasu żeby je wytępić - podobno wystarczy na podłodze położyć kartkę nasączoną wodą z cukrem.
Opowieść tą dedykuje prusaczkom.
Wynajęliśmy z kolegami mieszkanie na studiach, w dzień prezentowało się nader okazale, w nocy nawet i zacniej - po zgaszeniu świateł w kuchni mieliśmy gwiazdeczki na suficie! Gwiazdeczki w postaci prusaczków, mniejszych i większych, niezliczona ilość. Zaraz po zapaleniu światła w kuchni wszystkie ziuuu spierdzielały gdzie pieprz rośnie - do szafek, pod blaty, no generalnie wszędzie.

Widać zadomowiły się tam prędzej niż my i były sprytniejsze od nas.

Generalnie stwierdziliśmy, że skoro prusaczki w dzień nas nie nachodzą, a zatem my nie będziemy nachodzić prusaczków w nocy. Taka symbioza.

Trwała ona do czasu...

...do czasu gdy jeden z prusaków podróżników zawędrował do mojego łóżka i cichaczem wybudził mnie ze snu pełzając pod kołdrą po moim udzie i zbliżając się do newralgicznego miejsca. Być może była to pani prusakowa dobierjąca się do mnie, nieistotne, w każdym bądź razie wyskoczyłem z łóżka jak poparzony.

Symbioza została zaburzona!

Ktoś musiał odejść. Następnego dnia przyszedł pan w masce i wyprosił prusaczki.

Po raz kolejny potwierdza się fakt, że każda przyjaźń kończy się w momencie pójscia razem do łóżka.

Aye!
Pamiętam że jak byłem mały (5-6lat) to tato zbudował mi wieeeelką piaskownicę. Ja oczywiście nie lubiłem jej i jak udawałem się bawić, to szukałem gąsienic w jej pobliżu. Gdy znajdywałem jedną to rozrywałem ją na pół ( Am I Evil? Yes, I AM! :devil: ) i kładłem na ziemi. Były wyścigi. Ta połówka która wygrywała zostawała ocalona. Druga zostawała zjedzona przeze mnie. Jak mama to zobaczyła to byłem u lekarza i miałem czyszczenie (płukanie?!.) żołądka... Od tamtego czasu programy typu Szkoła Survivalu nie wywołują na mnie żadnego obrzydzenia.
I kto wygrał? Winking
Stron: 1 2