Forum Dyskusyjne arhn.eu -- Kiedyś mieliśmy tu recki grema™
W co ostatnio graliście? - Wersja do druku

+- Forum Dyskusyjne arhn.eu -- Kiedyś mieliśmy tu recki grema™ (https://forum.arhn.eu)
+-- Dział: Newschool... (https://forum.arhn.eu/Forum-Newschool)
+--- Dział: Multiplatform (https://forum.arhn.eu/Forum-Multiplatform)
+--- Wątek: W co ostatnio graliście? (/Temat-W-co-ostatnio-grali%C5%9Bcie)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17


RE: W co ostatnio graliście? - Nysmar - 29-03-2015

Ostatnio strasznie dużo w diablo 3 i chyba przez najbliższy miesiąc/kilka miesięcy się to nie zmieni, bo zmierzam krzyżowcem od zera wbić 200 paragon lvl :3


RE: W co ostatnio graliście? - Doktor Wiosna - 05-04-2015

Postanowiłem przypomnieć sobie Original War, przy której kiedyś spędziłem sporo czasu. Niestety, nostalgia jak zwykle podkolorowała wspomnienia i gra okazała się być niezbyt wciągająca, do tego stopnia, że po prostu przestałem w nią grać w połowie pierwszej kampanii.


Później przyszedł czas na Skyrima, przy którym wszyscy gracze zarywają tygodnie. Cóż, symulator szermierki to to nie jest, walki nie były emocjonujące ani wymagające. Prościutka fabułka. Taki przeciętniak. Chociaż przyjemnie się przemierzało krainę na koniku.

Devil May Cry 4. O, to dopiero słaba gra. Bezmyślne klepanie X i przeciwnicy zachowujący się jak worki treningowe, również na wyższym poziomie trudności. Fabuły nie dostrzegłem. Również porzuciłem, chyba w jednej trzeciej gry.

No i Bioshock Infinite, którego przeszedłem godzinę temu. Po marnej części pierwszej i tylko troszkę lepszej drugiej nie robiłem sobie wielkich nadziei na dobrą zabawę. I jak? Powolny i nieciekawy początek mnie nieco zmylił, ale później gra okazała się być bardzo przyjemną strzelanką. Większe niż w poprzednikach areny starć i ciekawa mechanika powietrznych wstęg, czy jak im tam, zapewniły mi satysfakcjonującą rozrywkę. A, no i fabuła. Tak często o niej wspominam ponieważ jestem jednym z tych, co to uważają, że gry mogą być ambitne, mogą być sztuką itede, itepe. Fabuła Bioshocka Infinite do pięt nie dorasta najmarniejszym powieścidłom, ale jak na grę, utrzymuje bardzo wysoki poziom, głównie dlatego, że jest. Zakończenie wryło mnie w ziemię, przyznaję, tylko zastanawiam się, ile zyskałaby historia przedstawiona w grze, gdyby Bioshock nie był FPSem, grą akcji, tylko RPGiem, przygodówką... książką?
Zabieram się za Burial at Sea.


RE: W co ostatnio graliście? - artus12 - 06-04-2015

Hejka Ostatnio zabrałem się za wbijanie platynki w naruto ultimate ninja storm generations na ps3 i pogrywam sobie w heroes V


RE: W co ostatnio graliście? - FireStorm - 12-04-2015

Ukończyłem Metal Gear Solid V: Ground Zeroes na PlayStation 4.

W nowej odsłonie przede wszystkim atakuje od razu drastyczna zmiana klimatu całości na znacznie bardziej poważny. Poprzednie również nie stroniły od mroczniejszych tonów, ale mimo wszystko wprowadzały często humorystyczne przerywniki, chociażby w postaci dialogów, a i unikały drastyczniejszego obrazowania piekła konfliktów zbrojnych. Tu najwyższa kategoria PEGI została przyznana nie bez powodu, jako że przesłuchania prowadzone w obozie Omega są makabryczne, a sam, jako gracz, miałem okazje je słyszeć oraz widzieć ich skutki. Szczerze mówiąc, jestem (pozytywnie) zaskoczony faktem, iż nie wybuchł żaden skandal w związku z tym, aczkolwiek sądzę iż to przez fakt, że te materiały nie były łatwo dostępne i należało się nieco postarać, by je zdobyć.

Długich i pieczołowicie przygotowanych przerywników filmowych, będących znakiem rozpoznawczym dzieł Kojima Productions, nie mogło zabraknąć i w tej odsłonie, choć w nieco krótszej wersji i w mniejszej ilości. Nie sposób nie docenić sposobu ich wykonania – wszystkie trzy główne cut-sceny, trwające łącznie ponad 20 minut, wykonane są bez żadnego cięcia, kamera płynnie przechodzi między bohaterami, a i sam Kojima wykorzystuje fakt braku fizycznych ograniczeń filmowania, przez co otrzymałem wiele świetnie wyglądających i niestandardowych ujęć.

Sam scenariusz jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń przedstawionych w Peace Walkerze - moim zadaniem było uratowanie Chico oraz Paz z wcześniej wspomnianego obozu Omega. Biorąc pod uwagę lokalizację (Kuba) oraz przeszłość przybytku, nietrudno powiązać całość z więzieniem Guantanamo, a horror się tam odbywający wraz z piosenką Here’s to you nacechowują grę silnym komentarzem politycznym. Wydarzenia oraz historia Big Bossa sprawiają, że nie mogę się doczekać The Phantom Pain, aby się przekonać jak Kojima poradził sobie z przedstawieniem tej postaci.

Dużym odświeżeniem dla serii okazuje się być rozgrywka. Snake niemalże wraca do korzeni swojego pseudonimu, zabierając na misję niezbędne minimum. Można zapomnieć o jakimkolwiek radarze czy wskaźniku ukrycia, a baza jest dosyć otwartym miejscem, przez co wymagane jest podjęcie zupełnie nowej taktyki gry. Za pomocą lornetki można teraz zaznaczać przeciwników, aby dzięki temu śledzić ich ruch nawet za ścianą, a w razie odkrycia przydatny okaże się reflex mode pozwalający na rozprawienie się ze strażnikiem, gdy czas zwalnia. Choć zmiany w większości przypadły mi do gustu, tak ubolewam nad faktem, iż skradaniu się towarzyszy zauważalnie mniejsza liczba zabawek w porównaniu do ataków frontalnych.

Czy nazywanie Ground Zeroes płatnym demem jest słuszne? Zdecydowanie nie, to pozycja oferująca znacznie więcej niż jakiekolwiek demo i rzeczywiście zasługująca na miano prologu. Jednakże nie uważam decyzji Konami odnośnie ceny tytułu za słuszną - mimo wszystko, powinien być tańszy.


RE: W co ostatnio graliście? - Doktor Wiosna - 16-04-2015

Ukończyłem fabularne DLC do Bioshock Infinite: Burial at Sea, obydwie części. Dodatek okazał się lepszy od podstawowej gry! Fabuła była o wiele ciekawsza i bardziej "skondensowana" (więcej jednostek fabuły na sekundę), a rozgrywka, bardziej nastawiona na skradanie się i ogłuszanie niemal niewidomych przeciwników (w drugiej części) bardzo przypadła mi do gustu. Wydaje mi się, że twórcom nie zależało już na zrobieniu gry, która zarobi miliony, spełni oczekiwania inwestorów i poprawi sytuację firmy na giełdzie tylko na realizowaniu swoich, hm... ambicji? Jeżeli tylko można mówić o ambicjach w przypadku rynku gier AAA. Polecam każdemu, Burial at Sea to pierwsza gra od wielu miesięcy, która naprawdę mi się podobała.


RE: W co ostatnio graliście? - Hikaru007 - 29-06-2015

Głównie to gram na moim PS2 bo PC jest troszkę za słaby na nowe gry.


A w co takiego gram?  cóż nic specialnego próbuję zdobyć na złoto licencje w Gran Turismo 4, ale coś te póżniejsze licki nie daję rady
Wiem że brąz jest wystarczajacy do zaliczenia, ale ja chcę ukończyć grę na 100% i tak właśnie uparczywie chcę te złoto zdobyć.


RE: W co ostatnio graliście? - szymoneusz - 29-06-2015

Pogrywam sobie w NFS MW ( z 2005r. )
a tak ogólnie rozegrałem epizod 1 The Walking Dead i ostatnio może z 5 h przegrałem w Fallout-a 3 ;D


RE: W co ostatnio graliście? - Kaktus186 - 29-06-2015

-Mario Kart Double Dash. Świetna gra na NGC Winking
-World of Tanks
-CoD 2 i MW2
-Big Rigs: Over the Road Racing(najgorsze badziewie ale i tak można się uśmiać przy tych błędach Laughing)


RE: W co ostatnio graliście? - Kuryozum - 29-06-2015

Cóż, ja gram w GTA V w tryb fabularny(hipstersko) i giera wymiata. Póki co mam jeszcze kilka innych gier w które mam zamiar pograć przez wakacje, m.in. Kapitan Pazur, Spyro 3, Twierdza Krzyżowiec, Rayman M, Rayman 3, Rayman Legends. Czeka jeszcze dokończenie wielu side-questów w Wiedźminie 3 i wymaksowanie jej na 100 %. Wracając do tematu GTA, chyba sobie ogram jeszcze Vice City, w które nie miałem okazji jeszcze zagrać.


RE: W co ostatnio graliście? - tomzacz - 30-06-2015

-Super Mario Galaxy na 100%
-Mad World
-Punch-out
-Bioshock
-GTA III
Plus planuję zagrać w RE i w Zeldę: TP na Wii oraz Timeshift, Terraria, Singularity oraz wiele innych gier na PC.


RE: W co ostatnio graliście? - szymoneusz - 30-06-2015

(29-06-2015, 22:48)Kuryozum napisał(a): Póki co mam jeszcze kilka innych gier w które mam zamiar pograć przez wakacje, m.in. Kapitan Pazur
Hah Klasyk i oczywiście Gimby nie znajo...


RE: W co ostatnio graliście? - Kuryozum - 30-06-2015

(30-06-2015, 09:27)Szymon02 napisał(a):
(29-06-2015, 22:48)Kuryozum napisał(a): Póki co mam jeszcze kilka innych gier w które mam zamiar pograć przez wakacje, m.in. Kapitan Pazur
Hah Klasyk i oczywiście Gimby nie znajo...

I to jeden z tych klasyków które postarzały się godnie i są równie grywalne jak współczesne gry. Szkoda tylko, że największa strona fanowska The Claw Recluse, do niedawna tętniąca życiem, wydaje się teraz martwa...


RE: W co ostatnio graliście? - szymoneusz - 30-06-2015

(30-06-2015, 15:17)Kuryozum napisał(a):
(30-06-2015, 09:27)Szymon02 napisał(a):
(29-06-2015, 22:48)Kuryozum napisał(a): Póki co mam jeszcze kilka innych gier w które mam zamiar pograć przez wakacje, m.in. Kapitan Pazur
Hah Klasyk i oczywiście Gimby nie znajo...

I to jeden z tych klasyków które postarzały się godnie i są równie grywalne jak współczesne gry. Szkoda tylko, że największa strona fanowska The Claw Recluse, do niedawna tętniąca życiem, wydaje się teraz martwa...

Wszystkie gry kiedyś pójdą w zapomnienie... jedyne co je odkurzy to seria RETRO na YT na kanale Arhn.eu


RE: W co ostatnio graliście? - Forest.GWP - 07-07-2015

Ja teraz pogrywam w War Wind jedynkę. Kojarzy ktoś?


RE: W co ostatnio graliście? - Zgredol - 21-07-2015

Na tę chwilę przeszedłem Batmana Arkham Knight na PC i zamiast grać czekam na spełnienie mojej listy. Na niej czeka: Pył, Książę i Tchórz i Hopkins FBI. Jednak żadna z nich nie działa poprawnie na współczesnych konfiguracjach. Nic tylko czekać:

http://lukaslwgsoc.blogspot.de/
https://pyl1998.wordpress.com/

Childish


RE: W co ostatnio graliście? - Neisan - 21-07-2015

Ostatnio przeszedłem Raymana Origins na PS3. Teraz ogrywam Raymana Legends (również na PS3). Naprawdę świetne gry.


RE: W co ostatnio graliście? - tomzacz - 22-07-2015

Bully na Wii i GTA III na PC. Same gry od Rockstara.


RE: W co ostatnio graliście? - Pawel 2Kier - 17-08-2015

Ja ostatnio przechodzę ponownie Wiedźmina I. Mam ambitny plan, by zainwestować trochę w komputer i przejść do końca moich studenckich wakacji części 1 i 2, a później zabrać się za "trójkę".


RE: W co ostatnio graliście? - Hesher - 18-08-2015

^up
Też miałem taki plan, ale pierwsza część Wiedźmina jest dla mnie tragiczna Childish O ile w dwójkę już fajnie się grało o tyle nie czułem tego czegoś. Myślicie, że zabierając się za samą trójkę połapię się co gdzie i jak? Smiling


RE: W co ostatnio graliście? - spejson1989 - 25-08-2015

Na razie Fifa, GTA V, Spintires, ale zamierzam wrócić do serii Stalker i kilku klasyków o których przypomniało mi się przeglądając ten wątek.


RE: W co ostatnio graliście? - FireStorm - 26-08-2015

Ostatni miesiąc minął mi pod znakiem trzeciego Wiedźmina, co zaowocowało wieloma przemyśleniami na jego temat, zebranymi w nieco przydługawą formę. Przepraszam za konieczność przewijania, jaką niewątpliwie wymusi ten post.

Przed pierwszym posiedzeniem przy Wiedźminie 3 wiedziałem, że się nie zawiodę, ale nigdy nie przypuszczałem, iż tytuł będzie tak dobrze ze mną rezonować. Potraktowano mnie jak rozumną osobę, przy tworzeniu questów nie wyręczając się stwierdzeniem "iż to tylko gra", co zaowocowało powołaniem do życia postaci z krwi i kości, wywołujących na mojej twarzy coś więcej niż uśmiech politowania. Nie mam na myśli jedynie najbliższych przyjaciół Geralta, z którymi niewątpliwie spędziłem najwięcej czasu, ale także pozostałych mieszkańców Kontynentu. Wszystkie ofiary wojenne, wszystkich prostych chłopów, wyniosłe szlachcianki, pospolite kurtyzany. Niemal każde zadanie miało znaczenie.

Lubię myśleć o trzecim Wiedźminie jak o rodzaju powieści szkatułkowej, podobnej do Ostatniego życzenia. Łatwiej przychodziło mi przerywanie istotnych wydarzeń wątku głównego (oraz ważniejszych zadań pobocznych), by zająć się swoim fachem lub rozwiązać kilka okolicznych problemów. W końcu wizja grania w Gwinta, gdy nad głową wisi widmo Dzikiego Gonu, nie wydaje się zbyt rozsądna. Innym powodem takiego porównania jest wspomniana jakość pobocznych zadań, stawiająca je w dalekiej opozycji do typowych fetch questów. Ogromna część z nich to małe opowiadanie samo w sobie, skutecznie bawiące się oczekiwaniami gracza i niejednokrotnie pokazujące, iż niekoniecznie jest on omnipotentnym bytem potrafiącym bez cienia wątpliwości decydować o czyimś życiu. Historie mają w sobie znacznie więcej, kontynuując tym samym typowy dla serii brak jasnego podziału na dobro i zło, ujawniając niewygodne fakty i zmuszając do zrewidowania własnego osądu sprawy. Gra robi to na tyle często, iż z czasem staje sie to nieco przewidywalne, ale naprawdę trudno mi to uznać za szczególnie istotny powód do narzekań.

Jednym z moich ulubionych, doskonale wpisujących się w omawianą kwestię, przykładów jest początek zadania Bestia z Białego Sadu  - spotkanie z myśliwym Mysławem może skończyć się jego wyznaniem na temat odmienności i wioskowego ostracyzmu. Wcielałem się w Wiedźmina, przez co zacząłem wyczuwać początek kolejnego opcjonalnego zadania angażującego likantropizm, o czym wspomina zresztą sam Biały Wilk. Zamiast tego, okazuje się, że Mysław pałał z wzajemnością uczuciem do syna tutejszego dziedzica, a gdy cała sprawa wyszła na jaw, jego kochanek się powiesił. Historia prosta, ale jednocześnie niezwykle pogłębiająca zarówno bardzo epizodyczną postać Mysława, jak i nadająca nieco więcej tła samemu Białemu Sadowi. Istotny jest tu również sam sposób przedstawienia całości, będący jedynie krótką wstawką i zostawiający gracza samego z własnymi myślami, nie zaś wciskający przykrą opowieść do gardła.  

Drugim jest przypadek jednej z przyjaciółek Jaskra, Rosy var Attre. To również opcjonalna aktywność, mogąca poskutkować kilkoma lekcjami fechtunku udzielanymi przez Geralta tej niepokornej pannie, preferującej praktyczne spodnie ponad wymyślne suknie. Autorzy rozwijając sam quest oraz postać szlachcianki, sugerują wątek romantyczny albo inny rodzaj nagrody w postaci nowego schematu czy oręża, tylko po to, aby jedna odpowiedź Geralta przekreśliła dalszy rozwój znajomości, a młoda dziewczyna zniknęła z kart Dzikiego Gonu. Bardzo sprytnie wykorzystano tu technikę sideshadowingu nadając światu więcej wiarygodności poprzez utworzenie wydarzeń bez typowego dla powieści końca.

Oczywiście, nie brakuje tu niezwykle istotnych politycznych intryg wpływających na przebieg granic czy heroicznych zmagań ze złem zagrażającym najbliższym, udanie łączących wszystkie części trylogii i stanowiących satysfakcjonujące zakończenie historii Geralta, aczkolwiek to nie one były dla mnie najważniejsze. Stanowiły one ledwie przerywnik między znacznie bardziej przyziemną, a tym samym bardziej intrygującą częścią dzieła CD PROJEKT RED - postaciami oraz ich relacjami z głównym bohaterem. Dziki Gon jest kulminacją romantycznych podbojów wiedźmina, wymagająca zdecydowania od jego serca przy jednoczesnym wprowadzeniu na scenę "prawdziwej" miłości wilka, Yennefer. Autorzy bardzo starali się, aby miała ona równe szanse w starciu z Czternastą ze Wzgórza, będącą tą jedyną istotną kobietą dla wielu graczy nie znających wydarzeń przedstawionych w sadze. Z tego względu (oraz samej istoty historii) czarnowłosa czarodziejska dostała znacznie więcej miejsca, a scenariusz usiłował wszystkim wyjaśnić niegdysiejsze uczucie, m.in. za sprawą znakomitej pieśni Priscilli. Choć rozumiem tę decyzję, tak jako osoba z przeciwnego obozu, ceniąca "własne" przeżycia ponad książkowe opisy, nie mogłem pozbyć się wrażenia, iż całość wydaje się wyraźnie wskazywać na błędność mojego postanowienia. Niezmiernie dziwi mnie także kolejność prezentowania romansowych wątków, uniemożliwiająca podjęcie świadomego wyboru - zanim byłem w stanie poznać tutejszą interpretację Yennefer, musiałem wcześniej podjąć decyzję w sprawie Triss.

W tym miejscu nie sposób nie wspomnieć o bardzo cenionym przeze mnie zadaniu  z Krawym Baronem. Z wyjątkową delikatnością dotyka ważkich problemów społecznych, starając się nie rzucać prostych osądów i przedstawić temat z całą jego złożonością. Początkowa prosta ocena sytuacji przechodzi w coraz bardziej skomplikowaną historię wraz z kolejnymi warstwami ujawniającymi rodzinny dramat. Mimo oczywistego potępienia działań Barona, zacząłem mu współczuć rozumiejąc po części jego powody oraz doceniając chęć naprawy swoich relacji z żoną i córką. W mojej ocenie stał się on osobą nie tyle złą, co w gruncie rzeczy zagubioną i zasługującą na drugą szansę, ale jako ktoś z zewnątrz, nie mam też prawa oceniać postawy Tamary czy Anny.

Jednocześnie ta stosunkowo długa linia fabularna jest idealnym zobrazowaniem mechanizmu działania wyborów w trzecim Wiedźminie. Te podejmuje się niezwykle często, ale przewidzenie ich konsekwencji nie zawsze jest łatwe, jako że mają zwyczaj ujawniać się dopiero po kilku godzinach, gdy opcja wczytania nie jest tak kusząca, a tym samym zmuszając do ich zaakceptowania. Pozornie mało znaczący ruch może zaważyć na istotnych wydarzeniach w późniejszym czasie, co wymusza uwzględnianie długoterminowych skutków w rachunku. Ponadto interesująco wypada oglądanie wyników pomniejszych interwencji, nie mających nawet miejsca w dzienniku, gdy powrót do danej lokacji po dłuższej nieobecności może zostać nagrodzony ponownym istotnym spotkaniem z jednym z mieszkańców. Ten niepozorny zabieg niezwykle silnie oddziałuje na realizm przedstawionego świata, a i nadaje działaniom gracza większego znaczenia.

Z przykrością muszę jednak stwierdzić, iż nie ze wszystkimi poradzono sobie równie sprawnie. Część z nich wygląda na zaskakująco oczywiste, co nie do końca pasuje do gry chlubiącej się prawdziwie szarymi decyzjami. Za przykład niech posłuży wtrącenie się w wybór nowego władcy Skellige, gdzie głównymi pretendentami do tronu pozostają dzieci Cracha an Craite. Okazja do poznania rodzeństwa nadarza się podczas wykonywania dwóch zadań pobocznych, pozwalających niemal natychmiastowo rozstrzygnąć tę kwestię. Hjalmar, mimo iż jest synem swego ojca, a za sobą ma poparcie większości wojowników z wysp, w żadnym wypadku nie nadaje się na władcę. O ile porywczość w czasie wyprawy na lodowego giganta ostatecznie mogła zostać usprawiedliwiona, tak zachowanie podczas krwawej uczty zdecydowanie skreśla go jako sensownego kandydata. Z kolei jego siostra, Cerys, nie tylko jest znacznie lepiej nakreśloną i zwyczajnie ciekawszą postacią, ale także posiada sensowne podstawy do uznania ją królową i nawet widmo wojny domowej nie odwiodło mnie od wstawienia się za nią. Wpadek podobnego rodzaju, mniejszych lub większych, jest niestety znacznie więcej.

Wszystkich nie będę wymieniał, ale muszę wspomnieć o jednym z moich największych zarzutów jakim jest sam Dziki Gon, a właściwie jego motywacje. Przez dużą część gry jawił się on jako mityczna, złowroga siła, ale wskutek kolejno ujawnianych faktów nabierał coraz bardziej materialnego oblicza. Im więcej wiedziałem, tym bardziej głowiłem się nad sposobem usprawiedliwienia okropieństw dokonywanych przez czerwonych jeźdźców. Niestety, tutaj CD PROJEKT RED zawiódł, przez co otrzymałem jedynie sztampowy czarny charakter bez większej głębi. To wielka szkoda, biorąc pod uwagę dokonania w kwestii pozostałych bohaterów, nawet tych trzecioplanowych, oraz poprzedniego łotra - Letho. Nie wykluczam, że był to po części celowy zabieg mający zostawić czyste pole dla zrozumienia właściwej historii gry, która znacząco odbiega od klasycznego motywu ratowania świata, bowiem Wiedźmin 3: Dziki Gon to historia rodzinna.

I to taka, w której legendarny Biały Wilk gra jedynie drugoplanową rolę, gdyż najważniejsze okazuje się być lwiątko z Cintry. To na jej osobie skupia się scenariusz i to ona jest tu właściwą bohaterką. Przyznam iż przed zagraniem obawiałem się sposobu jej sportretowania - w końcu w przypadku tych protagonistów nie mogło obejść się bez konfliktu pokoleń, a i przedstawienie ich delikatnej relacji było zadaniem niezwykle trudnym. Na szczęście developerzy podołali zadaniu i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, iż chwile spędzone z Ciri są jednymi z najlepszych moich doświadczeń wyniesionych z tego dzieła. Trudno powiedzieć, że byłem dla niej kimś w rodzaju ojca, gdyż nawet nie wiem jak taki się czuje, ale nazwanie mnie bliskim wujem nie byłoby dalekie od prawdy. A byłem wujem dzielnie znoszącym jej trudny charakter, jako że popielatowłosej bardzo blisko do dzisiejszej niepokornej nastolatki. Często się ona buntuje, rady starszych traktuje z dużą rezerwą i cały czas próbuje udowodnić, iż nie jest już dzieckiem. Nie spodziewałem się tego, ale rzeczywiście próbowałem ją zrozumieć i do niej dotrzeć, naprawdę zależało mi na relacji z nią. Prowadziło to nawet do sytuacji, w których naginałem swój kodeks moralny, aby sprawić jej radość lub podnieść na duchu, co nie jest typowym dla mnie zachowaniem. W tak olbrzymiej produkcji, pełnej fantastycznych zakątków, fantazyjnych stworów i politycznych intryg, ja najlepiej się czułem podczas bitwy na śnieżki toczonej z własną podopieczną. Niesłychane.


Ogromną zasługę w odpowiednim odbiorze Wiedźmina 3 ma świat przedstawiony w grze. Niezwykle świeżym i orzeźwiającym doświadczeniem jest wędrówka pośród krain nie będących kolejnym klonem typowo europejskiego fantasy z ogromną dozą Tolkiena, nawet jeśli szczypta mistrza się tu znalazła. Poruszanie się po drogach Velen, odzwierciedlającego średniowieczną słowiańską wieś, było niezwykle przyjemne nie tylko ze względu na wystawanie z szeregu, ale także przez charakterystyczną swojskość unaoczniającą się na wielu poziomach, od wystroju karczm upstrzonych elementami lokalnego folkloru począwszy, po odzywki mieszkańców czy nawet nazwy bestii. Wszystko to zdawało się jednoznacznie sygnalizować, że historia Geralta z Rivii ma swoje korzenie właśnie w tej części Europy.

Poprzednie odsłony przygód Białego Wilka również nie zawodziły pod tym względem, niemniej nie były tak technologicznie zaawansowane. Wychwalanie świetniej oddanej mimiki twarzy, i twarzy w ogóle, cudownych widoków czy całościowej jakości grafiki trzeciego Wiedźmina nie ma najmniejszego sensu - wszystko zostało już powiedziane, a wyniki wielu testów jednoznacznie wskazują na możliwość używania dzieła Redów w charakterze benchmarka. Niemniej, nie mogę pominąć kwestii wspaniałej roślinności porastające ten świat. Długo można by pisać o tym jaka jest barwna, różnorodna, znajoma oraz o tym, jak ogromne wrażenie robi w ruchu. Podczas wizyty na wyspach Skellige niejednokrotnie miałem momenty, kiedy jedynie stałem i obserwowałem kołysany przez wiatr las. Naprawdę hipnotyzujące doznanie.

Choć z samym archipelagiem mam kilka problemów. Przede wszystkim to właśnie tu pryska cudownie swojski i odmienny klimat Velen oraz okolic Novigradu, zastępowany przez klasyczne kalkowanie nordyckich mitów. Nadal widać, że to północ Kontynentu, aczkolwiek słuchając o Ragh nar Roog nieco żałowałem, iż nie pokuszono się o inne miejsce z sagi. Osobnym kłopotem jest wyraźny pośpiech towarzyszący tworzeniu tego skrawka gry - na wyspach znajduje się zdecydowanie mniej zadań pobocznych, a interesujące punkty, symbolizowane przez pytajnik, nader często występują w postaci niezbyt wygodnej do zebrania kontrabandy.

Mimo to, świat trzeciego Wiedźmina jest doprawdy ogromny. Jestem pod wrażeniem ilości zawartości wygenerowanej przez Redów, nawet jeśli nie wszystko dobrze się sprawdza, a najbardziej pod tym względem kuleją zupełnie beznamiętne wyścigi konne. Na początku ograniczają się do blokowania pozostałych jeźdźców, dopóki wytrzymałość Płotki się nie zregeneruje, natomiast po zdobyciu lepszego rządu końskiego zamieniają się w zwykłą jazdę po wyznaczonej trasie. Szczęśliwie poboczne aktywności ratuje fenomenalny Gwint, pozostający prostą, acz niezwykle przyjemną grą karcianą (będącą, podobno, modyfikacją Condotierre). Szkoda, że po zdobyciu lepszej talii sensowniejsi przeciwnicy pojawiają się jedynie na turniejach. Groźba utraty własnych kart, przed jaką stoi każdy konkurent, zdecydowanie dodałaby grze kolorytu.

Mieszane odczucia mam względem detektywistycznej strony produkcji CDP RED. Badanie miejsca zbrodni, szukanie śladów czy przyglądanie się typom ran dawało mi niezwykle wiele satysfakcji, a przy tym idealnie kreśli wiedźmina jako specjalistę w swoich fachu. Po wyglądzie piór oraz krawędzi dzioba potrafi określić wiek gryfa, a niewyraźna woń futra biesa bez trudu doprowadzi go do leża bestii. Choć sam nie czułem znużenia, tak motyw ten powtarza się nader często, zarówno w misjach pobocznych jak i polowaniach na potwory, z rzadka wprowadzając wariacje. Przydałoby się więcej elementów urozmaicających całość, jak chociażby sekcje zwłok, mniej zaś podążania schematem badania poszlak, konkluzji i podążania za śladem.

W moim przypadku problemem okazał się także poziom trudności, czemu nie pomogła nawet jego zmiana na oczko wyżej (krew, pot i łzy) w późniejszej czasie. Po opanowaniu podstaw walki, konieczne było wykonywanie zadań na nieco wyższym poziomie, bo tylko one zapewniały większe wyzwanie. Najbardziej mi w tym szkoda drzewka umiejętności, rozwijanego głównie ze względu na ciekawość, nie zaś przydatność. Postęp poczyniony na początku w zupełności wystarczył mi na długie godziny, co zaowocowało posiadaniem w pewnym momencie około piętnastu niewydanych punktów zdolności. Podobnie sprawa wygląda z eliksirami, obfitującymi w rodzaje, niemniej ograniczałem się jedynie do kilku podstawowych, nie było więc potrzeby żonglować fiolkami. Choć akurat tu należy też winić ogólny projekt walk z bestiami - niestety, nie licząc kilku chlubnych wyjątków, nie trzeba się do nich przygotowywać czy stosować specjalne taktyki. A szkoda, rozgrywka zyskałaby dzięki temu na głębi, a same potwory stałyby się bardziej zróżnicowane.

Chciałem swoje wrażenia zmieścić w znacznie krótszej formie, ale uznałem, że nie pozwoli mi to w pełni wyrazić zachwytu nad tą grą, i to nawet mimo pominięcia tylu jej aspektów. Nie wspomniałem o fantastycznym polskim dubbingu, pod wieloma względami bijącym na głowę angielską wersję, o niezwykłej mistyczności wielu elementów świata, czy tych gorszych fragmentach, jak nie do końca przemyślany interfejs albo znacząca ilość dokuczliwych błędów. Kończąc ten przydługi wywód, Wiedźmin 3: Dziki Gon był jednym z moich najlepszych growych doświadczeń i niezmiernie cieszy mnie, iż miałem możliwość go doświadczyć.


RE: W co ostatnio graliście? - tomzacz - 26-08-2015

Gram w Max Payne. Grę polecam. Smiling
Próbuje również grać w Halo 2 i Fable na Xbox, ale w pierwszym nie chce się załadować kampania (pięć minut się ładuje, a potem pokazuje komunikat), a Fable się zacina. Gry dostałem wczoraj z sama konsolą. Zresztą, nie wiem jak się połączyć z internetem, jeśli mam hasło. Pomocy...


RE: W co ostatnio graliście? - MrKalafior - 27-08-2015

Hearthstone, bo nowy dodatek PC Has No Game


RE: W co ostatnio graliście? - Kaktus186 - 27-08-2015

Armored Warfare Early Access, NFS MW, Spintires i... Need for russia II(co ja robię ze swoim życiem Laughing)


RE: W co ostatnio graliście? - FireStorm - 20-08-2017

Jakiś czas temu skończyłem Dark Souls II: Scholar of the First Sin

Swoją przygodę z grami From Software rozpocząłem od Dark Souls, dopiero po czasie nadrabiając prekursora serii, Demon’s Souls. Pozycja ta wywarła na mnie niesamowite wrażenie, wiele razy kompletnie burząc moje oczekiwania i zostawiając mnie w niemym zachwycie. Fantastyczny projekt początkowych poziomów, pozwalający dotrzeć mi do lokacji wcześniej jedynie majaczącej na horyzoncie; przepastna mitologia Lordran, przedstawiona w dla mnie zupełnie świeży i unikalny sposób; kolejne starcia z bossami, w ułamku sekundy stające się kompletnie zaskakującym i pamiętnym przeżyciem – te trzy elementy były w moim przypadku filarami, na których stało uwielbienie dla tej pozycji. Naturalnie, doceniałem dogłębnie przemyślane fundamenty rozgrywki, wokół których została zbudowana reszta gry, jak mechanika ognisk, złożony system walki (w RPG-owym sensie) czy zarządzanie zasobami leczącymi, ale nie one najitensywniej wyryły mi się w pamięci, nawet mimo ich niebanalnego wpływu na mój pozytywny odbiór reszty. Dziś bardziej niż kiedykolwiek, gdy moje zrozumienie dla wielu unikalnych cech i zalet serii (oraz jej wad) znacznie się pogłębiło, powyższe stwierdzenie pozostaje prawdziwe. Bo mimo iż Dark Souls II: Scholar of the First Sin uważam za świetną produkcję, w niektórych aspektach przewyższającą swoje poprzedniczki, nie jest to sequel, na który czekałem. 

Zmiany najbardziej widoczne są w systemie walki. Pierwsze Dark Souls polegało przede wszystkim na pojedynkach, gdzie starcia z wieloma przeciwnikami często stawały się frustrujące, w dużej mierze przez nie najlepszą i niesprawiedliwą detekcję kolizji czy niezbyt obszerne lokacje. Druga część zmienia to całkowicie, niejednokrotnie rzucając w moim kierunku chmarę wrogów jednocześnie i zmuszając tym samym do zmiany przyzwyczajeń. Blokowanie kamery na maszkarze nie jest już domyślnym działaniem, a przemyślaną decyzją podejmowaną w odpowiednich chwilach. Uwolnienie wizji oraz podejmowanie większego ryzyka, by zadać obrażenia, staje się koniecznością, co równoważą zmiany w systemie leczenia. Oprócz klasycznych butelek Estusa, w ekwipunku nosiłem również klejnoty życia, działające na podobnej zasadzie co trawy w Demon’s Souls. Ich użycie zajmuje mniej czasu niż wypicie złotej butelki, dzięki czemu nadają się do korygowania niewielkich błędów, ale przy tym zdrowie regeneruje się znacznie wolniej, co również należy mieć na uwadze.

Wbrew moim oczekiwaniom, walka z wieloma przeciwnikami bardzo przypadła mi do gustu, o ile została dobrze zaimplementowana, co w tym wypadku nie jest regułą. Niektórym starciom poświęcono więcej czasu, nadając oponentom odpowiednie pauzy między atakami i względnie przewidywalny wzorzec zachowań. Pozwala to uskuteczniać pewien rodzaj tańca, gdy wykonuje się serie uników, bloków i ataków między nogami gigantów. Niestety, projektowanie tego rodzaju bojów okazuje się być trudną sztuką, co najlepiej pokazuje przykład bossów. Na każdą przemyślaną batalię z Ruin Sentinels albo Darklurkerem, trafia się nudna przygoda z Throne Watcherem i Throne Defenderem, sprowadzająca się do żmudnego oczekiwania aż para jednocześnie wykorzysta własne combo, by móc zadać kilka ciosów.

To nie jedyny problem, jaki mam z, w założeniu, najtrudniejszymi starciami. Tych jest znacząco więcej niż w poprzedniczce, co bardzo mocno odbiło się na ogólnej jakości. Odniosłem wrażenie, że ich projektem zajmowało się kilka nie mających ze sobą kontaktu zespołów – tylko tak potrafię wytłumaczyć ogromne różnice w jakości tych bojów. Od świetnie przemyślanych pojedynków, do walk o skomplikowaniu porównywalnym do klasycznej zasadzki w zamkniętym pomieszczeniu, podważających tym samym status bossa. Autorzy dosyć mocno odeszli od kreatywnych i makabrycznych projektów znanych z Prepare to Die Edition, pokroju chociażby Gaping Dragona czy Four Kings, na rzecz bezpiecznych i przewidywalnych wariacji na temat humanoidów z bronią białą. W ogromnym stopniu odejmuje to element zaskoczenia i oczekiwania na kolejne starcie, co staje się jeszcze bardziej oczywiste w nielicznych momentach, gdy zdecydowano się popuścić wodze fantazji (Demon of Song, Executioner’s Chariot, Flexile Sentry).

Natomiast mój największy żal dotyczy zburzenia jednego z filarów, na których do tej pory stała dla mnie seria. Pierwsze Dark Souls i Demon’s Souls, przy pomocy drobnych detali, potrafiły kompletnie zburzyć moje oczekiwania względem pojedynku oraz nakazać mi kwestionować słuszność moich działań. Kulejący wilk Sif, broniący grobu swego pana, przestał być jedynie nie mającą prawa żyć bestią;  odmawiająca walki Crossbreed Priscilla zdegradowała mnie z roli zdobywcy do zwykłego intruza i najeźdźcy, a Maiden Astraea swoim samobójstwem nakazała przewartościować moralną podstawę całej mojej podróży. Wyłączając jeden chlubny przykład (Vendrick), kompletnie zrezygnowano z tych elementów na rzecz bardziej klasycznych bojów, nad czym wielce ubolewam. 

Niestety, poważne zmiany dotknęły również innego filaru -projektu poziomów - szybko i gwałtowanie zamieniając go w gruzy. Mam świadomość tego, że druga połowa Dark Souls zaliczyła poważny spadek jakości w tym zakresie, podratowany dopiero przez DLC. Tutaj ten również następuje, jednakże znacznie szybciej. Pierwsze dwie lokacje wciąż utrzymane są w duchu poprzednika, mając wiele ukrytych przejść, skrótów czy pętli, w sprytny sposób wielokrotnie wykorzystujących to samo ognisko. Jednakże późniejsze etapy zamieniają się w korytarze naszpikowane masą odnóg, czego nie jestem fanem, ale ich strona wizualna częstokroć wynagradzała tę decyzję, choćby tylko odrobinę. Natomiast zupełnie nie rozumiem umiejscowienia ognisk w szeregu miejsc, którego absurd przypominał wczesne prototypy nie zaś sklepową wersję produktu. Zrozumiałe jest zwiększenie liczby tych unikalnych checkpointów, biorąc pod uwagę zmienione systemy walki i przedmiotów leczących (w pierwszym Dark Souls ilość Estusów była elementem ograniczającym eksplorację), ale nie potrafię wytłumaczyć umiejscowienia dwóch ognisk w odległości kilkudziesięciosekundowego spaceru, jak to miało miejsce w niektórych przypadkach. Choć zdecydowanie najbardziej boli zrezygnowanie ze spójności świata. W poprzedniku dotarcie do wieży, wcześniej jedynie majaczącej na horyzoncie, niejednokrotnie wprawiało mnie w niemy zachwyt, a odblokowanie skrótu i ponowne ujrzenie znajomych stron wywoływało podziw wobec kunsztu projektantów. Urealniało to przedstawiony świat i znacząco wpływało na moją radość z eksplorowania kolejnych poziomów. Tutaj całkowicie z tego zrezygnowano, lokacje nie mają fizycznego sensu – niemożliwe jest stworzenie sensownej mapy 3D Drangleic. Co prawda pozwala to na nieco większą różnorodność w stronie wizualnej, ale mimo to uważam tę decyzje za duży krok wstecz.

Powyższe wrażenia dotyczyły przede wszystkim podstawowej gry, po której ukończeniu zabrałem się The Lost Crowns Trilogy. Wszystkie trzy DLC tworzą pakiet niezwykły, zawierający najlepsze poziomy i starcia z bossami, z jakimi spotkałem się w tej serii.* Przez te kilkadziesiąt godzin byłem nieustannie zaskakiwany, jak przemyślane, dopracowane i interesujące wizualnie okazały się te elementy. Przede wszystkim, powrócono do złożonego i skomplikowanego układu lokacji, gdzie nie brak skrótów, pętli i tajemnych przejść. Jednocześnie każde z nich posiada dodatkową mechanikę, znacznie urozmaicającą eksplorację i wymagającą zmiany zachowań (ruchome kolumny, Ashen Idol, zamieć). Pokuszono się również o bardziej zróżnicowany wachlarz przeciwników, miejscami wymuszający drastyczne zmiany w przyjętej taktyce (Sanctum Knight, Iron Warrior, Eleum Loyce Giant). Niemniej, zdecydowanie najlepiej wypadają tu pojedynki z bossami, będące sztandarowym przykładem kunsztu From Software w projektowaniu fantastycznych mechanicznie walk. Nie tylko każde ze starć jest zupełnie inne, wymagając różnorodnych podejść do problemu, ale jednocześnie ściśle wiążą się z eksploracją ich lokacji, a także potrafią zrobić niemałe wrażenie swoją prezencją (Burnt Ivory King). Podobało mi się to na tyle mocno, iż co najmniej kilka godzin spędziłem pomagając innym graczom czy używając Żaru Ascezy, byle tylko móc jeszcze raz stanąć z nimi w szranki. Mistrzowska robota.

Mógłbym jeszcze długo pisać o Dark Souls II. O niewykorzystanym potencjale wspomnień gigantów, o świetnym pomyśle ograniczenia ilości respawnów przeciwników, o dziwacznej decyzji podnoszenia poziomu w Majuli, i multum innych aspektów. Jest to pozycja niezwykle złożona i podatna na analizy, ale wydaję mi się, że wyłuszczyłem najważniejsze elementy. Dark Souls II to pod wieloma względami miszmasz rozwiązań z Dark Souls i Demon’s Souls, dodający na wierzch mnóstwo również od siebie. Mimo że nie udało jej się spełnić moich oczekiwań, jest to w dalszym ciągu świetna produkcja, rozwijająca koncept serii. I to nawet mimo braku nazwiska Hidetaki Miyazakiego w napisach końcowych.
 
*Każde z DLC, oprócz fantastycznej części głównej, nad którą zachwycałem się powyżej, ma dostępną również, zupełnie opcjonalną, ścieżkę wyzwań. Jest to nic innego jak niewielka lokacja naszpikowana przeciwnikami i zakończona walką z bossem, która w założeniu ma dostarczyć dodatkowego wyzwania dla graczy. Niestety, ich jakość jest kompletnym zaprzeczeniem reszty dodatków do tego stopnia, iż odmawiam uznawania ich za integralną część The Lost Crowns Trilogy. Niemalże non stop w oczy rzucało się kompletne niezrozumienie siły gry, czy całej marki, a nawet zwyczajne lenistwo, widoczne chociażby w paskudnym recyklingu bossów. Jedynie etap znany z Crown of the Ivory King ma w sobie nieco niewykorzystanego potencjału, o reszcie zaś wolę zapomnieć. Całość wyglądała jak stworzona przez studentów podczas stażu, a nie dzieło specjalistów.