30-11-2016, 20:10
Do recenzji warto słuchać tego (najlepiej zapętlij to, wciskając prawym przyciskiem myszy i "Odtwarzaj w pętli)
Kupno Xboxa 360 nie było pomysłem dobrym, a wręcz genialnym. Miałem do ogrania takie hity jak pierwsze dwie części Halo czy pierwsze Gears of War i mówię tu tylko o grach, które teraz mam na półce! Moją uwagę jednak przykuła inna pozycja, którą prawdopodobnie bym się nie zainteresował, gdyby nie to, że zajmowała się nią dobrze wszystkim znana firma Rockstar. Bądź co bądź, robili głównie dobre gry. Chodzi mi oczywiście o Max Payne 3. Włożyłem więc płytę do napędu… A gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, zacząłem się zastanawiać. Ta gra zrobiła ze mnie to co chciała zrobić - człowieka, który ją pokochał. Jak to powiedział Max na początku (czy może na końcu?), Amerykanie znają się na kapitalizmie. Dostajesz to co kupujesz. Ale... Dlaczego ta gra jest taka dobra? Czy może to tylko iluzja średniawej gry, która mnie oszukała? Albo po prostu nie znam się na strzelankach? Żeby znaleźć odpowiedzi na te pytania, musiałem się cofnąć w wspomnieniach.
Pierwszą rzeczą jaką zauważyłem, były cutscenki. To już nie komiksy, jak w pierwszej części, a pełnoprawne przerywniki filmowe. Jednak nie wszystko znikło z komiksowej formy. Czasem ekran dzieli się na kilka części, a czasem pojawia się jakiś napis. Do tego dochodzą różne "zniekształcenia obrazu". Ale skoro mówię o cutscenkach, to czemu nie przejdziemy do fabuły? Skupia się ona na Maxie, który spotyka w New Jersey nową postać w serii, Passosa. Zatrudnia on protagonistę do pracy ochroniarza w São Paulo, pilnujący bogatą rodzinę Branco. Oczywiście wszystko się psuje, a Max Ból znowu będzie musiał chwycić za broń. Więcej nie zdradzę, bo jednak jest to dosyć skomplikowana historia, z kilkoma złoczyńcami, różnymi zwrotami akcji i wspomnieniami głównego bohatera z New Jersey i z Panamy. Dla mnie jest ona całkiem dobra poza końcówką, ale miałem sobie zdać z tego sprawę później.
Ale nie to było atrakcją programu, a gameplay. Payne nadal ma słynny już Bullet Time podczas którego czas zwalnia, co pozwala lepiej wycelować. Jednak trzecia część wprowadziła kilka zmian, które podzieliły fanów serii, ale też dały trochę różnorodności. Największą zmianą jest dodanie systemu osłon. Wielu ludzi narzekało, że główny bohater nie powinien posiadać takich umiejętności unikania strzałów. Ja jestem jednak za tym rozwiązaniem, bo zawsze daje to nam więcej swobody, nikt nam tego nie narzuca. No, może dzieje się to w ostatnich rozdziałach, ponieważ występuje w nich tak wiele przeciwników, że brak osłony oznaczać będzie śmierć. Natychmiastową śmierć. Kolejną dodaną rzeczą jest Ostatnia Szansa. Jeśli po stracie całego zdrowia zastrzelisz tego, kto strzelił w ciebie ostatni, Max przegryzie jakoś tabletki (jeśli je masz oczywiście, inaczej ginie) i wstanie. Kolejną wielką zmianą jest zmiana dostępnych broni. W jedynce miałeś prawie cały arsenał broni przy sobie, a także granaty. W trójce możesz naraz mieć tylko trzy bronie, w tym jedną dwuręczną (karabiny, strzelby, itp.), do tego nie masz już dostępu do granatów. Ostatnią zmianą są “finishery”, które jednak rzadko się przydają… chyba, że w bonusowych trybach.
Są dwa, Atak na Wynik i W Mgnieniu Oka. W pierwszym po prostu musisz zdobyć jak największy wynik. Pomagają ci mnożniki, które są za włączony Bullet Time, za leżenie na plecach, itp. Drugi jest ciekawszy. Na samym początku masz minutę. Czas zdobywasz za zabijanie przeciwników (w tym więcej za strzały w głowę i jeszcze więcej za finishery). Jeśli czas minie albo zginiesz, zaczynasz od początku poziomu. Obydwa tryby są całkiem fajne, choć opierają się one na mapach z kampanii.
Niby wszystko jest OK. Gameplay jest dobry, fabuła też jest dobra… ale jednak nadal coś mi nie pasowało. Zacząłem więc szukać głębiej. Muzyka... Większość utworów jest dobra, ale nie wpada w ucho. Wyjątkiem jest główny motyw, który wg. mnie jest jednym z najlepszych utworów jaki słyszałem (ale to moja opinia, wy możecie mieć inną) Grafika jak na 2012 rok nie imponuje (niektóre tekstury), ale otoczenie jest przepełnione detalami, które cieszą oko. Podobnie jest z fizyką, ale tam dochodzi do tego genialny ragdoll, Rockstar zresztą nie pierwszy raz to pokazał (GTA IV
).
Olśnienie dotknęło mnie jednak w czasie jednych ze wspomnień Maxa. Było tam coś, czego brakowało reszcie gry. KLIMATU NOIR. To przecież jeden z największych plusów pierwszej części. Gdzie on się podział w części od Rockstara? No właśnie, nie ma go. Jest wprawdzie inny klimat - Brazylii, fawel… ale to nie to samo. Jedynie wspomnienia nadal mają ten klimat, choć nie wszystkie, bo jeden dzieje się już w Panamie. A końcówka gry… Trudno uwierzyć, że to jest ta sama postać co na początku. Nie będę wam zdradzał, bo nie chcę spoilerować. Sama gra trwa ok. 12 godzin, ale do tego dochodzą znajdzki, osiągnięcia i dodatkowe tryby, które dodatkowo wydłużają zabawę
Więc kiedy skończyłem wreszcie grę… zacząłem jeszcze raz na wyższym poziomie trudności. A teraz, kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, zacząłem się zastanawiać. Ta gra zrobiła ze mną to co chciała zrobić - człowieka, który ją pokochał. Jak to powiedział Max na początku (czy może na końcu?), Amerykanie się znają na kapitalizmie. Dostajesz to co kupujesz. Ale... Dlaczego ta gra jest taka dobra? Czy może to tylko iluzja średniawej gry, która mnie oszukała? A może po prostu nie znam się na strzelankach? Żeby znaleźć odpowiedzi na te pytania, musiałem się cofnąć w wspomnieniach… i znam już odpowiedź. Bo choć nie ma już klimatu Noir, to gameplay jest naprawdę dobry. Produkcja ta jest po prostu genialna i chce się ją masterować… tak jak zresztą inne gry Rockstara. Więc polecam bardzo tę produkcję, zwłaszcza, że nie jest zbyt droga, zarówno na X360, jak i na PC. A teraz idę zabijać “W Mgnieniu Oka”
Tomzacz
Za korektę dziękuję społeczności Zagrajnika
Kupno Xboxa 360 nie było pomysłem dobrym, a wręcz genialnym. Miałem do ogrania takie hity jak pierwsze dwie części Halo czy pierwsze Gears of War i mówię tu tylko o grach, które teraz mam na półce! Moją uwagę jednak przykuła inna pozycja, którą prawdopodobnie bym się nie zainteresował, gdyby nie to, że zajmowała się nią dobrze wszystkim znana firma Rockstar. Bądź co bądź, robili głównie dobre gry. Chodzi mi oczywiście o Max Payne 3. Włożyłem więc płytę do napędu… A gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, zacząłem się zastanawiać. Ta gra zrobiła ze mnie to co chciała zrobić - człowieka, który ją pokochał. Jak to powiedział Max na początku (czy może na końcu?), Amerykanie znają się na kapitalizmie. Dostajesz to co kupujesz. Ale... Dlaczego ta gra jest taka dobra? Czy może to tylko iluzja średniawej gry, która mnie oszukała? Albo po prostu nie znam się na strzelankach? Żeby znaleźć odpowiedzi na te pytania, musiałem się cofnąć w wspomnieniach.
Pierwszą rzeczą jaką zauważyłem, były cutscenki. To już nie komiksy, jak w pierwszej części, a pełnoprawne przerywniki filmowe. Jednak nie wszystko znikło z komiksowej formy. Czasem ekran dzieli się na kilka części, a czasem pojawia się jakiś napis. Do tego dochodzą różne "zniekształcenia obrazu". Ale skoro mówię o cutscenkach, to czemu nie przejdziemy do fabuły? Skupia się ona na Maxie, który spotyka w New Jersey nową postać w serii, Passosa. Zatrudnia on protagonistę do pracy ochroniarza w São Paulo, pilnujący bogatą rodzinę Branco. Oczywiście wszystko się psuje, a Max Ból znowu będzie musiał chwycić za broń. Więcej nie zdradzę, bo jednak jest to dosyć skomplikowana historia, z kilkoma złoczyńcami, różnymi zwrotami akcji i wspomnieniami głównego bohatera z New Jersey i z Panamy. Dla mnie jest ona całkiem dobra poza końcówką, ale miałem sobie zdać z tego sprawę później.
Ale nie to było atrakcją programu, a gameplay. Payne nadal ma słynny już Bullet Time podczas którego czas zwalnia, co pozwala lepiej wycelować. Jednak trzecia część wprowadziła kilka zmian, które podzieliły fanów serii, ale też dały trochę różnorodności. Największą zmianą jest dodanie systemu osłon. Wielu ludzi narzekało, że główny bohater nie powinien posiadać takich umiejętności unikania strzałów. Ja jestem jednak za tym rozwiązaniem, bo zawsze daje to nam więcej swobody, nikt nam tego nie narzuca. No, może dzieje się to w ostatnich rozdziałach, ponieważ występuje w nich tak wiele przeciwników, że brak osłony oznaczać będzie śmierć. Natychmiastową śmierć. Kolejną dodaną rzeczą jest Ostatnia Szansa. Jeśli po stracie całego zdrowia zastrzelisz tego, kto strzelił w ciebie ostatni, Max przegryzie jakoś tabletki (jeśli je masz oczywiście, inaczej ginie) i wstanie. Kolejną wielką zmianą jest zmiana dostępnych broni. W jedynce miałeś prawie cały arsenał broni przy sobie, a także granaty. W trójce możesz naraz mieć tylko trzy bronie, w tym jedną dwuręczną (karabiny, strzelby, itp.), do tego nie masz już dostępu do granatów. Ostatnią zmianą są “finishery”, które jednak rzadko się przydają… chyba, że w bonusowych trybach.
Są dwa, Atak na Wynik i W Mgnieniu Oka. W pierwszym po prostu musisz zdobyć jak największy wynik. Pomagają ci mnożniki, które są za włączony Bullet Time, za leżenie na plecach, itp. Drugi jest ciekawszy. Na samym początku masz minutę. Czas zdobywasz za zabijanie przeciwników (w tym więcej za strzały w głowę i jeszcze więcej za finishery). Jeśli czas minie albo zginiesz, zaczynasz od początku poziomu. Obydwa tryby są całkiem fajne, choć opierają się one na mapach z kampanii.
Niby wszystko jest OK. Gameplay jest dobry, fabuła też jest dobra… ale jednak nadal coś mi nie pasowało. Zacząłem więc szukać głębiej. Muzyka... Większość utworów jest dobra, ale nie wpada w ucho. Wyjątkiem jest główny motyw, który wg. mnie jest jednym z najlepszych utworów jaki słyszałem (ale to moja opinia, wy możecie mieć inną) Grafika jak na 2012 rok nie imponuje (niektóre tekstury), ale otoczenie jest przepełnione detalami, które cieszą oko. Podobnie jest z fizyką, ale tam dochodzi do tego genialny ragdoll, Rockstar zresztą nie pierwszy raz to pokazał (GTA IV

Olśnienie dotknęło mnie jednak w czasie jednych ze wspomnień Maxa. Było tam coś, czego brakowało reszcie gry. KLIMATU NOIR. To przecież jeden z największych plusów pierwszej części. Gdzie on się podział w części od Rockstara? No właśnie, nie ma go. Jest wprawdzie inny klimat - Brazylii, fawel… ale to nie to samo. Jedynie wspomnienia nadal mają ten klimat, choć nie wszystkie, bo jeden dzieje się już w Panamie. A końcówka gry… Trudno uwierzyć, że to jest ta sama postać co na początku. Nie będę wam zdradzał, bo nie chcę spoilerować. Sama gra trwa ok. 12 godzin, ale do tego dochodzą znajdzki, osiągnięcia i dodatkowe tryby, które dodatkowo wydłużają zabawę
Więc kiedy skończyłem wreszcie grę… zacząłem jeszcze raz na wyższym poziomie trudności. A teraz, kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, zacząłem się zastanawiać. Ta gra zrobiła ze mną to co chciała zrobić - człowieka, który ją pokochał. Jak to powiedział Max na początku (czy może na końcu?), Amerykanie się znają na kapitalizmie. Dostajesz to co kupujesz. Ale... Dlaczego ta gra jest taka dobra? Czy może to tylko iluzja średniawej gry, która mnie oszukała? A może po prostu nie znam się na strzelankach? Żeby znaleźć odpowiedzi na te pytania, musiałem się cofnąć w wspomnieniach… i znam już odpowiedź. Bo choć nie ma już klimatu Noir, to gameplay jest naprawdę dobry. Produkcja ta jest po prostu genialna i chce się ją masterować… tak jak zresztą inne gry Rockstara. Więc polecam bardzo tę produkcję, zwłaszcza, że nie jest zbyt droga, zarówno na X360, jak i na PC. A teraz idę zabijać “W Mgnieniu Oka”
Tomzacz
Za korektę dziękuję społeczności Zagrajnika