15-08-2014, 01:14
Grami na smartfony interesuję się niemalże od samego powstania App Store. Z zainteresowaniem śledziłem jak developerzy badali grunt balansując pomiędzy poważną rozgrywką bez fizycznych przycisków a popierdółkami na 5 minut. Doszło do tego, że lokowałem lwią część swojego czasu w graniu na iPodzie Touch co dawało mi kupę radości. Miłość okazała się być przelotna choć nadal badałem temat, tyle że nie bezpośrednio.
Ostatnio moją uwagę przykuła jedna pozycja, która w niskiej cenie (0,99$) wystrzeliła na bardzo wysokie miejsce w App Store. Zwie się ona Micromon co samo w sobie wystarcza aby mieć pewne podejrzenia i sprawdzić "o co w zasadzie tu chodzi". Bliższe zapoznanie się z tą produkcją nie pozostawia żadnych złudzeń, to kalka Pokemonów z fabułą silącą się na nowocześniejsze podejście do tematu. Przyznam, że nie ukończyłem gry a jedynie zapoznałem się z jej mechaniką, jednakże ten przykład jakże bezczelnej zrzynki skłonił mnie do analizy zjawiska jakie można zaobserwować od dość długiego czasu na poletku smartfonowym.
Inspiracja a plagiat
Nie jest odkrywczym stwierdzenie, że w dzisiejszych czasach gry wideo oparte są w 85% na powielanych schematach , innowacje w poszczególnych gatunkach są albo małe albo nieśmiało proponowane przez developerów gier indie, które to ową innowacją stoją. Sytuacja na rynku jasno pokazuje, że inspiracja to nic złego, ba śmiało można powiedzieć, że to właśnie ona zapewnia nam miło spędzane godziny przed ekranem telewizora. Co jednak, gdy granica między inspiracją a plagiatem zaciera się zdecydowanie za bardzo?
Taka właśnie sytuacja jest coraz częstszym zjawiskiem na rynku gier mobilnych. Poza tym, że jest to zwykłe lenistwo developerów, to jest to również wprowadzanie w błąd nieświadomych konsumentów. Jak wiadomo ze smartfonów i tabletów korzystają "wszyscy" , ta właśnie grupa nie musi wiedzieć o istnieniu marek takich jak Zelda czy Pokemony jednakże nie oznacza to, że uczciwym jest sprzedanie im produktu powielającym rozwiązania z wymienionych serii w skali 1:1 reklamując go jako przełomową grę na urządzenia mobilne.
Kolejnym przykładem takiego produktu jest Oceanhorn, który jest cholernie dopracowaną produkcją co tym bardziej mnie boli ponieważ gra stanowi kalkę rozwiązań z Zeldy, łącznie ze stylem graficznym czy charakterystycznymi tylko dla tej serii elementami jak wycinanie krzaczków czy rzucanie dzbankami. Jedyne czego mi zabrakło to "it's dangerous to go alone take this!". Żeby było śmieszniej jest to aplikacja, która kosztuje 9$ i obecnie dziennie osiąga około 1800 pobrań, a wisienką na torcie ironii jest fakt, że nie tak dawno otrzymała aktualizację do wersji 2.0 nazwaną Game Of The Year Edition. Dokładnie tak, to nie jest żart.
Mistrzowie balansu
Wymienione wcześniej pojedyncze przypadki to nic przy zjawisku jakim jest Gameloft. Zna ich chyba każdy gracz, istnieją od 1999 roku dostarczając gry na kolejne generacje telefonów komórkowych oraz obecnie smarfony oraz tablety. W ich ofercie możemy znaleźć sporo gier na licencji i różne odsłony marek własnych firmy. No właśnie ale czy do końca własnych? Powiedzmy to sobie wprost- Gameloft to mistrzowie plagiatu a najlepiej oddają to przykłady:
-Nova- FPS, który przez dwie pierwsze części był kopią Halo, by w części trzeciej "zainspirować" się Crysisem 2
-Modern Combat- mobilne Call of Duty, pompatyczna kampania i bliźniaczy multiplayer
-Hero of Sparta- tytuł którego już nie znajdziemy na App Store, tu jeszcze mamy do czynienia z nieśmiałą choć widoczną od pierwszej chwili inspiracją God Of War
-Gangstar- tu Gameloft wykazuje się największą kreatywnością, początkowo seria była kalką GTA, a ostatnia odsłona Vegas to efekt uboczny fascynacji developerów nowymi odsłonami Saints Row
-Shadow Guardian- mniej znana próba zarobienia zielonych na fali popularności Uncharted
-Order & Chaos- pierwsza gra z serii to aż za dobrze podrobiona wersja World Of Warcraft na telefony, natomiast odsłona z "Heroes" przed tytułem to próba ugryzienia kawałka tortu z napisem MOBA
-Blitz Brigade- tutaj pokuszono się o zmiksowanie Battlefield Heroes oraz Team Fortress 2
Powyższa wyliczanka dla osoby niezapoznanej z tematem, może wydać się bezsensowna jednakże jak wyżej wspomniałem ta granica jest cienka i tutaj w każdym z tytułów zostaje przekroczona od pierwszej chwili dając graczowi odczuć z jak bardzo pozbawionym kreatywności tytułem ma do czynienia. Niestety jak wiadomo światem rządzi pieniądz a ten zdecydowanie w Gamelofcie się zgadza, ponieważ ich tytuły notorycznie lądują w topkach czy są promowane przez zespół App Store. Co ciekawe koncern nigdy nie poniósł poważnych konsekwencji za swoje postępowanie.
Dajcie znać co myślicie o takim zachowaniu, chętnie wymienię się opiniami dotyczącymi tej kwestii
Ostatnio moją uwagę przykuła jedna pozycja, która w niskiej cenie (0,99$) wystrzeliła na bardzo wysokie miejsce w App Store. Zwie się ona Micromon co samo w sobie wystarcza aby mieć pewne podejrzenia i sprawdzić "o co w zasadzie tu chodzi". Bliższe zapoznanie się z tą produkcją nie pozostawia żadnych złudzeń, to kalka Pokemonów z fabułą silącą się na nowocześniejsze podejście do tematu. Przyznam, że nie ukończyłem gry a jedynie zapoznałem się z jej mechaniką, jednakże ten przykład jakże bezczelnej zrzynki skłonił mnie do analizy zjawiska jakie można zaobserwować od dość długiego czasu na poletku smartfonowym.
Inspiracja a plagiat
Nie jest odkrywczym stwierdzenie, że w dzisiejszych czasach gry wideo oparte są w 85% na powielanych schematach , innowacje w poszczególnych gatunkach są albo małe albo nieśmiało proponowane przez developerów gier indie, które to ową innowacją stoją. Sytuacja na rynku jasno pokazuje, że inspiracja to nic złego, ba śmiało można powiedzieć, że to właśnie ona zapewnia nam miło spędzane godziny przed ekranem telewizora. Co jednak, gdy granica między inspiracją a plagiatem zaciera się zdecydowanie za bardzo?
Taka właśnie sytuacja jest coraz częstszym zjawiskiem na rynku gier mobilnych. Poza tym, że jest to zwykłe lenistwo developerów, to jest to również wprowadzanie w błąd nieświadomych konsumentów. Jak wiadomo ze smartfonów i tabletów korzystają "wszyscy" , ta właśnie grupa nie musi wiedzieć o istnieniu marek takich jak Zelda czy Pokemony jednakże nie oznacza to, że uczciwym jest sprzedanie im produktu powielającym rozwiązania z wymienionych serii w skali 1:1 reklamując go jako przełomową grę na urządzenia mobilne.
Kolejnym przykładem takiego produktu jest Oceanhorn, który jest cholernie dopracowaną produkcją co tym bardziej mnie boli ponieważ gra stanowi kalkę rozwiązań z Zeldy, łącznie ze stylem graficznym czy charakterystycznymi tylko dla tej serii elementami jak wycinanie krzaczków czy rzucanie dzbankami. Jedyne czego mi zabrakło to "it's dangerous to go alone take this!". Żeby było śmieszniej jest to aplikacja, która kosztuje 9$ i obecnie dziennie osiąga około 1800 pobrań, a wisienką na torcie ironii jest fakt, że nie tak dawno otrzymała aktualizację do wersji 2.0 nazwaną Game Of The Year Edition. Dokładnie tak, to nie jest żart.
Mistrzowie balansu
Wymienione wcześniej pojedyncze przypadki to nic przy zjawisku jakim jest Gameloft. Zna ich chyba każdy gracz, istnieją od 1999 roku dostarczając gry na kolejne generacje telefonów komórkowych oraz obecnie smarfony oraz tablety. W ich ofercie możemy znaleźć sporo gier na licencji i różne odsłony marek własnych firmy. No właśnie ale czy do końca własnych? Powiedzmy to sobie wprost- Gameloft to mistrzowie plagiatu a najlepiej oddają to przykłady:
-Nova- FPS, który przez dwie pierwsze części był kopią Halo, by w części trzeciej "zainspirować" się Crysisem 2
-Modern Combat- mobilne Call of Duty, pompatyczna kampania i bliźniaczy multiplayer
-Hero of Sparta- tytuł którego już nie znajdziemy na App Store, tu jeszcze mamy do czynienia z nieśmiałą choć widoczną od pierwszej chwili inspiracją God Of War
-Gangstar- tu Gameloft wykazuje się największą kreatywnością, początkowo seria była kalką GTA, a ostatnia odsłona Vegas to efekt uboczny fascynacji developerów nowymi odsłonami Saints Row
-Shadow Guardian- mniej znana próba zarobienia zielonych na fali popularności Uncharted
-Order & Chaos- pierwsza gra z serii to aż za dobrze podrobiona wersja World Of Warcraft na telefony, natomiast odsłona z "Heroes" przed tytułem to próba ugryzienia kawałka tortu z napisem MOBA
-Blitz Brigade- tutaj pokuszono się o zmiksowanie Battlefield Heroes oraz Team Fortress 2
Powyższa wyliczanka dla osoby niezapoznanej z tematem, może wydać się bezsensowna jednakże jak wyżej wspomniałem ta granica jest cienka i tutaj w każdym z tytułów zostaje przekroczona od pierwszej chwili dając graczowi odczuć z jak bardzo pozbawionym kreatywności tytułem ma do czynienia. Niestety jak wiadomo światem rządzi pieniądz a ten zdecydowanie w Gamelofcie się zgadza, ponieważ ich tytuły notorycznie lądują w topkach czy są promowane przez zespół App Store. Co ciekawe koncern nigdy nie poniósł poważnych konsekwencji za swoje postępowanie.
Dajcie znać co myślicie o takim zachowaniu, chętnie wymienię się opiniami dotyczącymi tej kwestii
