05-05-2012, 20:04
Minęła już niezliczona ilość świtów i zmierzchów od pamiętnej nocy 15 kwietnia roku pańskiego 1987. Mimo wysokiej temperatury, deszcz, wiatr i mrok mroziły krew w żyłach. Była burza, jedna z tych, o których to babcie zwykły opowiadać wnuczętom przy kominku, aby zatrzymać je w domu na noc. Tej właśnie nocy, w pewnej osadzie, której nazwa przywodzi na myśl krycie się, po wielokroć, pewna kobieta nie wadząc nikomu, zagłębiała się z coraz to większym entuzjazmem w lekturę "Wichrowych Wzgórz", po raz wtóry. Maria tak ją nazywano. Miała męża, Bogdana, który to tę, jak i każdą inna noc ostatnich dwóch tygodni spędzał poza granicami Królestwa, aby zapewnić jadło i byt swojej rodzinie, której skład miał się wkrótce dopełnić.
Maria była przy nadziei. Wiedziała, że niebawem zostanie obdarowana najwspanialszym szczęściem, jakie może otrzymać kobieta. Kochała swój stan, jednak nawet on, ani nawet coraz częstsze bóle nie były w stanie powstrzymać jej przed kolejnym zakończeniem ulubionej powieści.
Wiatr wiał, a ona czytała. Dochodziła już trzecia nad ranem, kiedy to z transu czytelnika wyrwało ją pukanie do drzwi. Zignorowała je, lecz gdy powtórzyło się po raz kolejny, postanowiła sprawdzić, kto to mógł być. Odłożyła więc książkę, uprzednio wkładając starannie zakładkę między strony, na półkę, tym samym sięgając po klucze, leżące na stoliku obok. Ruszyła w stronę drzwi, w połowie drogi zawołała: "Kto tam?" lecz odpowiedział jej jedynie deszcz i wycie wiatru po drugiej stronie drzwi. Zaniepokojona, aby dodać sobie otuchy, zaczęła nerwowo dzwonić kluczami. Wszak dźwięk, którego pochodzenie znała sprawiał, że mniej obawiała się mroku nocy.
Pech chciał, że w pomieszczeniu, z którego drzwi prowadziły na zewnątrz, było tuż po odnowieniu i nie posiadało jeszcze własnego źródła światła. Ta myśl bynajmniej nie dodała Marii odwagi, a jedynie sprawiła, że dziewczyna poczęła dzwonić kluczami jeszcze głośniej i intensywniej. Odległość do drzwi nieubłaganie zmniejszała się. Maria poczuła, jak po jej czole spływa samotna kropla potu, zimnego potu przesyconego strachem.
Stała już jedynie dwa kroki od drzwi. Było ciemno, jednak nawet wtedy, mogła dostrzec piękne zdobienia framugi, jakie sama dobierała do kompozycji z wzorem i kolorem zawiasów. Były piękne, przypomniały jej o mężu. Ich brąz wyraziście kontrastował ze srebrem okucia dziurki od klucza. Wspomnienie Bogdana dodało jej odwagi. "Przecież padł by ze śmiechu gdyby mnie teraz zobaczył", pomyślała. Powoli zbliżyła klucz do otworu w drzwiach.
Puk! Puk!- znienacka rozległo się nasilone pukanie.
Serce podskoczyło jej do gardła, upuściła klucze.
Podniosła je z nadzwyczajną, jak na kobietę w jej stanie, prędkością i tym samym tchnieniem energicznie wetknęła właściwy klucz do zamka, przekręciła go i z impetem szarpnęła za klamkę. Gdzieś czytała, że najlepiej nastraszyć to czego samemu się obawia.
Za drzwiami zastała burzę. Wiatr owiał jej wilgotne czoło i sprawił, że przeszedł ją dreszcz, któremu towarzyszył skurcz pochodzący z jej brzucha. Jęknęła, tak silnego skurczu jeszcze nie miała.
Jęk Marii sprawił, że w oka mgnieniu w progu pojawił się cień, którego się tak spodziewała. Grzmot pioruna, twarz przybysza, kolejny skurcz. Łzy napłynęły jej do oczu. Nie myślała o tym, czy to z bólu czy szoku, nic ją to jednak nie obchodziło, chciała już tylko aby ból ustał.
Straciła władzę w nogach, upadek był nieuchronny. Gdy już miała przy wtórze nieopisanego bólu i krzyku uderzyć w podłogę poczuła, jak jakaś siła chwyta ją w powietrzu, była pewna tej siły, znała ją. Kochała.
To Bogdan, jakimś cudem wrócił z poza granic o trzy dni wcześniej. Pomimo bólu dziękowała Bogu, że to właśnie on, że właśnie teraz pochwycił ją w swoje silne ramiona. Droga powrotna od drzwi do łóżka była pasmem bólu i cierpienia, trwała w nieskończoność. Maria nie pamiętała ani jak wyglądał jej ukochany, ani tego, jak co chwilę powtarzał, że ją kocha i że zaraz poczuje się lepiej. Pamiętała jedynie ból. W pewnej chwili następujących po sobie fal cierpienia wyłowiła pojedynczy impuls, ukłucie, a potem fale poczęły maleć. Usłyszała : "Trzymaj się kotku..." oraz po chwili "Dziewczyno, daj z siebie wszystko".
Ból ustał, poczuła ulgę. Ciszę rozdarł przeraźliwy krzyk niemowlęcia. Zebrała w sobie siłę aby rozchylić powieki.
Słońce wzeszło.
Bartek, miło mi.
Trochę piszę, dużo czytam. Tematyka: Wampiryzm, Nekromancja, Fantastyka.
Trochę oglądam, dużo gram. PS3 i PC. Składam się do kupienia xKloca ale jakoś mi nie idzie. Chyba zastanie mnie kolejna generacja...
Pozdrawiam!
Maria była przy nadziei. Wiedziała, że niebawem zostanie obdarowana najwspanialszym szczęściem, jakie może otrzymać kobieta. Kochała swój stan, jednak nawet on, ani nawet coraz częstsze bóle nie były w stanie powstrzymać jej przed kolejnym zakończeniem ulubionej powieści.
Wiatr wiał, a ona czytała. Dochodziła już trzecia nad ranem, kiedy to z transu czytelnika wyrwało ją pukanie do drzwi. Zignorowała je, lecz gdy powtórzyło się po raz kolejny, postanowiła sprawdzić, kto to mógł być. Odłożyła więc książkę, uprzednio wkładając starannie zakładkę między strony, na półkę, tym samym sięgając po klucze, leżące na stoliku obok. Ruszyła w stronę drzwi, w połowie drogi zawołała: "Kto tam?" lecz odpowiedział jej jedynie deszcz i wycie wiatru po drugiej stronie drzwi. Zaniepokojona, aby dodać sobie otuchy, zaczęła nerwowo dzwonić kluczami. Wszak dźwięk, którego pochodzenie znała sprawiał, że mniej obawiała się mroku nocy.
Pech chciał, że w pomieszczeniu, z którego drzwi prowadziły na zewnątrz, było tuż po odnowieniu i nie posiadało jeszcze własnego źródła światła. Ta myśl bynajmniej nie dodała Marii odwagi, a jedynie sprawiła, że dziewczyna poczęła dzwonić kluczami jeszcze głośniej i intensywniej. Odległość do drzwi nieubłaganie zmniejszała się. Maria poczuła, jak po jej czole spływa samotna kropla potu, zimnego potu przesyconego strachem.
Stała już jedynie dwa kroki od drzwi. Było ciemno, jednak nawet wtedy, mogła dostrzec piękne zdobienia framugi, jakie sama dobierała do kompozycji z wzorem i kolorem zawiasów. Były piękne, przypomniały jej o mężu. Ich brąz wyraziście kontrastował ze srebrem okucia dziurki od klucza. Wspomnienie Bogdana dodało jej odwagi. "Przecież padł by ze śmiechu gdyby mnie teraz zobaczył", pomyślała. Powoli zbliżyła klucz do otworu w drzwiach.
Puk! Puk!- znienacka rozległo się nasilone pukanie.
Serce podskoczyło jej do gardła, upuściła klucze.
Podniosła je z nadzwyczajną, jak na kobietę w jej stanie, prędkością i tym samym tchnieniem energicznie wetknęła właściwy klucz do zamka, przekręciła go i z impetem szarpnęła za klamkę. Gdzieś czytała, że najlepiej nastraszyć to czego samemu się obawia.
Za drzwiami zastała burzę. Wiatr owiał jej wilgotne czoło i sprawił, że przeszedł ją dreszcz, któremu towarzyszył skurcz pochodzący z jej brzucha. Jęknęła, tak silnego skurczu jeszcze nie miała.
Jęk Marii sprawił, że w oka mgnieniu w progu pojawił się cień, którego się tak spodziewała. Grzmot pioruna, twarz przybysza, kolejny skurcz. Łzy napłynęły jej do oczu. Nie myślała o tym, czy to z bólu czy szoku, nic ją to jednak nie obchodziło, chciała już tylko aby ból ustał.
Straciła władzę w nogach, upadek był nieuchronny. Gdy już miała przy wtórze nieopisanego bólu i krzyku uderzyć w podłogę poczuła, jak jakaś siła chwyta ją w powietrzu, była pewna tej siły, znała ją. Kochała.
To Bogdan, jakimś cudem wrócił z poza granic o trzy dni wcześniej. Pomimo bólu dziękowała Bogu, że to właśnie on, że właśnie teraz pochwycił ją w swoje silne ramiona. Droga powrotna od drzwi do łóżka była pasmem bólu i cierpienia, trwała w nieskończoność. Maria nie pamiętała ani jak wyglądał jej ukochany, ani tego, jak co chwilę powtarzał, że ją kocha i że zaraz poczuje się lepiej. Pamiętała jedynie ból. W pewnej chwili następujących po sobie fal cierpienia wyłowiła pojedynczy impuls, ukłucie, a potem fale poczęły maleć. Usłyszała : "Trzymaj się kotku..." oraz po chwili "Dziewczyno, daj z siebie wszystko".
Ból ustał, poczuła ulgę. Ciszę rozdarł przeraźliwy krzyk niemowlęcia. Zebrała w sobie siłę aby rozchylić powieki.
Słońce wzeszło.
Bartek, miło mi.
Trochę piszę, dużo czytam. Tematyka: Wampiryzm, Nekromancja, Fantastyka.
Trochę oglądam, dużo gram. PS3 i PC. Składam się do kupienia xKloca ale jakoś mi nie idzie. Chyba zastanie mnie kolejna generacja...
Pozdrawiam!