10-09-2012, 11:25
Po porannej herbacie rozmyślałem nad dalszymi losami mojej firmy produkującej pudełka w tej dziurze, zwanej San Archonio. Przeniosłem się tutaj stosunkowo niedawno po tym jak fabryka opon w Walii splajtowała i straciłem pracę. Trzeba było zacząć pracować na własną rękę. Wychyliłem się przez okno zaciągając brudnym powietrzem, gdy...
Co to za zbiegowisko? Jakiś szaleniec krzyczy o końcu świata? I burmistrz w szlafroku! Zbiegłem szybko dwa piętra i natychmiast zorientowałem się, że na bruku leży... Trup! Skądś znam tą twarz... Nie mogę sobie przypomnieć skąd. W nosie zakręcił mi smród stęchlizny, rzuciłem okiem na tłum, który przepychał się między sobą chcąc pooglądać trupa.
Wzrok przyciągnął jeden z moich pracowników, na zmianę blady i zielony, oddalał się szybko w kierunku fabryki. Zawsze cichy i spokojny, wydawał mi się dziwny...
Dorczenzo...
Oddaliłem się do biura w zamyśleniu. Jeszcze tego brakowało - jakiś psychopata grasujący po San Archonio...
Co to za zbiegowisko? Jakiś szaleniec krzyczy o końcu świata? I burmistrz w szlafroku! Zbiegłem szybko dwa piętra i natychmiast zorientowałem się, że na bruku leży... Trup! Skądś znam tą twarz... Nie mogę sobie przypomnieć skąd. W nosie zakręcił mi smród stęchlizny, rzuciłem okiem na tłum, który przepychał się między sobą chcąc pooglądać trupa.
Wzrok przyciągnął jeden z moich pracowników, na zmianę blady i zielony, oddalał się szybko w kierunku fabryki. Zawsze cichy i spokojny, wydawał mi się dziwny...
Dorczenzo...
Oddaliłem się do biura w zamyśleniu. Jeszcze tego brakowało - jakiś psychopata grasujący po San Archonio...