22-09-2012, 15:39
To miałbyć dzień jak codzień, były policjant, były detektyw... Cudownie wolny, bezrobotny. Siedziałem nocą w jednej z moich ulubionych spelun. Barman znając mnie uzupełniał szklanke podwójnym bourbonem z lodem. Oczywiście wszystko zapisując w zeszycie.
Jak zwykle po czwartej dawce życiodajnego trunku dostałem ataku optymizmu. Jeszcze się odbije, odzyskam licencje detektywa. Bzdura, piąta miarka trucizny "otrzeźwiła" mnie. Chcesz pracować w Stivipolis, nigdy nie wchodź w droge Stiviemu... Mogłem wtedy odpuścić, wszystko przez te cholerne baby... To było oczywiste, że zdradza żonę. Wiedziało o tym całe miasto. Nie wiedzieli tylko, że robi to z kosmitką.
Oczywiście nie wiedziałem, że durne babsko pójdzie, ze wszystkim do szmirowatej gazet, oczywiście nie wiedziałem, że zaraz po publikacji tych obrzydliwych zdjęć wybaczy mężusiowi a cała wina spadnie na mnie. Mogłem się tego domyśleć... Mogłem się też domyśleć tego, że szósta szklanka skuje mnie na amen.
Wyszedłem z baru, nie mam pojęcia która była godzina, nie mam pojęcia którędy szedłem i dlaczego akurat tam. Twarz oświetliła mi policyjna latarka, na ziemi leżał trup. Miałem to w dupie. Przez tych cholernych alienów i tak miałem same problemy, skierowałem się do mojego przecudnego M1. Cztery ściany, aneks kucheny i sracz na środku pokoju, poezja.
Ranek był ciężki, a miasto żyło już tylko jednym, cholernym trupem. Ironia. Znalazłem klin, stara, szmierowata whiskey z najniżej półki. Plastikowa butelka mnie nie odrzuciła, nie zrobił tego nawet pierwszy łyk tej breij. Założyłem płaszcz i kapleusz, wyszedłem w miasto, jak najdalej od tych gównianych informacji...
Już wtedy miałem przeczucie, że od tego nie ucieknę.
Jak zwykle po czwartej dawce życiodajnego trunku dostałem ataku optymizmu. Jeszcze się odbije, odzyskam licencje detektywa. Bzdura, piąta miarka trucizny "otrzeźwiła" mnie. Chcesz pracować w Stivipolis, nigdy nie wchodź w droge Stiviemu... Mogłem wtedy odpuścić, wszystko przez te cholerne baby... To było oczywiste, że zdradza żonę. Wiedziało o tym całe miasto. Nie wiedzieli tylko, że robi to z kosmitką.
Oczywiście nie wiedziałem, że durne babsko pójdzie, ze wszystkim do szmirowatej gazet, oczywiście nie wiedziałem, że zaraz po publikacji tych obrzydliwych zdjęć wybaczy mężusiowi a cała wina spadnie na mnie. Mogłem się tego domyśleć... Mogłem się też domyśleć tego, że szósta szklanka skuje mnie na amen.
Wyszedłem z baru, nie mam pojęcia która była godzina, nie mam pojęcia którędy szedłem i dlaczego akurat tam. Twarz oświetliła mi policyjna latarka, na ziemi leżał trup. Miałem to w dupie. Przez tych cholernych alienów i tak miałem same problemy, skierowałem się do mojego przecudnego M1. Cztery ściany, aneks kucheny i sracz na środku pokoju, poezja.
Ranek był ciężki, a miasto żyło już tylko jednym, cholernym trupem. Ironia. Znalazłem klin, stara, szmierowata whiskey z najniżej półki. Plastikowa butelka mnie nie odrzuciła, nie zrobił tego nawet pierwszy łyk tej breij. Założyłem płaszcz i kapleusz, wyszedłem w miasto, jak najdalej od tych gównianych informacji...
Już wtedy miałem przeczucie, że od tego nie ucieknę.