Faza nocy
Tak jak się można było spodziewać, wydarzenia poprzedniej nocy i reakcje na nie sprawiły, że przerażeni, ale zdeterminowani jak nigdy współlokatorzy znaleźli sobie kozła ofiarnego. Wśród szmerów i dyskusji powoli coraz częściej pojawiało się imię Wielkimati. Niezdecydowani odwracali głowy, ale nie stawiali oporu, gdy w końcu tłumek postanowił siłą wyciągnąć z niego prawdę - chyba, że koniecznie chciałby zabrać ją do grobu...
Agresja wśród grupy wzrosła, gdy okazało się, że głównego zainteresowanego nie ma w pokoju. Część osób przypomniała sobie, że po paru gwałtowniejszych wymianach zdań, Wielkimati trzasnął drzwiami i wyszedł na zewnątrz. Na nikim to nie zrobiło wrażenia, bo teraz w zasadzie prawie każdy wolał znajdować się jak najdalej od niego, a po drugie, jego wycieczki "do miasta" stały się obiektem żartów i przestały już dziwić. Ostatnio jednak zarzekał się, że kończy z tabaką, więc teoretycznie powinien być zdrowy na umyśle. Decyzja jednak padła - Wielkimati ma zostać zaciągnięty do środka i poddany drobnej, delikatnej perswazji, dopóki nie przyzna się do swojej zbrodni. Na pewno nie będzie potrzebował wszystkich palców, jeśli zamierza rzucić tabakę, prawda?
Dopiero co zapadł zmrok, więc nie było czasu - uzbrojona w deski, noże i co się tylko dało, grupa wyszła z domu i oddaliła na parę metrów w stronę lasu, celem odszukania domniemanego oprawcy. Ten tylko na to czekał. Chwiejąc się, wciągnął ostatni gram swojej ulubionej tabaki i zaśmiał na głos. - Idioci - wyciągnął swój wojskowy nóż i wskazał na supapleksa i Stiviego - Jesteście ślepi i głusi na oczywistość. Ci dwaj manipulują wami i prędzej czy później pozabijają was wszystkich. Ale nie mnie!
Po tych słowach Wielkimati ucałował swój nóż i zanosząc śmiechem dodał - Serio miałbym kogokolwiek zadźgać tą zabaweczką? Heh, amatorzy.
Z małej, ukrytej kabury wyciągnął niewielki pistolet. - Jedna kula. Wiedziałem, że kiedyś mi się przyda.
Wycelował w supapleksa. Grupa zamarła, nikt nie był w stanie zareagowac. - Hm, nie mogę się zdecydować. A może to na ciebie przyszła pora, Stivi?
Wielkimati zaśmiał się jeszcze raz, obserwując blade twarze ludzi, którzy przed chwilą byli czerwoni z wściekłości. - To naprawdę wstyd umierać przed wami. Ale większym wstydem byłoby zginąć z waszych brudnych, grzesznych łap.
Kończąc te zdanie, wepchnął sobie lufę w usta i nacisnął spust. Krew rozbryzgła się po pobliskich drzewach, nóż wypadł mu z ręki i bezgłośnie opadł na ściółce. Nie było jednak czasu na złapanie oddechu, bo kolejna makabra rozgrywała się w tym czasie w domu...
Tak jak się można było spodziewać, wydarzenia poprzedniej nocy i reakcje na nie sprawiły, że przerażeni, ale zdeterminowani jak nigdy współlokatorzy znaleźli sobie kozła ofiarnego. Wśród szmerów i dyskusji powoli coraz częściej pojawiało się imię Wielkimati. Niezdecydowani odwracali głowy, ale nie stawiali oporu, gdy w końcu tłumek postanowił siłą wyciągnąć z niego prawdę - chyba, że koniecznie chciałby zabrać ją do grobu...
Agresja wśród grupy wzrosła, gdy okazało się, że głównego zainteresowanego nie ma w pokoju. Część osób przypomniała sobie, że po paru gwałtowniejszych wymianach zdań, Wielkimati trzasnął drzwiami i wyszedł na zewnątrz. Na nikim to nie zrobiło wrażenia, bo teraz w zasadzie prawie każdy wolał znajdować się jak najdalej od niego, a po drugie, jego wycieczki "do miasta" stały się obiektem żartów i przestały już dziwić. Ostatnio jednak zarzekał się, że kończy z tabaką, więc teoretycznie powinien być zdrowy na umyśle. Decyzja jednak padła - Wielkimati ma zostać zaciągnięty do środka i poddany drobnej, delikatnej perswazji, dopóki nie przyzna się do swojej zbrodni. Na pewno nie będzie potrzebował wszystkich palców, jeśli zamierza rzucić tabakę, prawda?
Dopiero co zapadł zmrok, więc nie było czasu - uzbrojona w deski, noże i co się tylko dało, grupa wyszła z domu i oddaliła na parę metrów w stronę lasu, celem odszukania domniemanego oprawcy. Ten tylko na to czekał. Chwiejąc się, wciągnął ostatni gram swojej ulubionej tabaki i zaśmiał na głos. - Idioci - wyciągnął swój wojskowy nóż i wskazał na supapleksa i Stiviego - Jesteście ślepi i głusi na oczywistość. Ci dwaj manipulują wami i prędzej czy później pozabijają was wszystkich. Ale nie mnie!
Po tych słowach Wielkimati ucałował swój nóż i zanosząc śmiechem dodał - Serio miałbym kogokolwiek zadźgać tą zabaweczką? Heh, amatorzy.
Z małej, ukrytej kabury wyciągnął niewielki pistolet. - Jedna kula. Wiedziałem, że kiedyś mi się przyda.
Wycelował w supapleksa. Grupa zamarła, nikt nie był w stanie zareagowac. - Hm, nie mogę się zdecydować. A może to na ciebie przyszła pora, Stivi?
Wielkimati zaśmiał się jeszcze raz, obserwując blade twarze ludzi, którzy przed chwilą byli czerwoni z wściekłości. - To naprawdę wstyd umierać przed wami. Ale większym wstydem byłoby zginąć z waszych brudnych, grzesznych łap.
Kończąc te zdanie, wepchnął sobie lufę w usta i nacisnął spust. Krew rozbryzgła się po pobliskich drzewach, nóż wypadł mu z ręki i bezgłośnie opadł na ściółce. Nie było jednak czasu na złapanie oddechu, bo kolejna makabra rozgrywała się w tym czasie w domu...
W wyniku głosowania, zginął Wielkimati - Ahab