Faza dnia
To była pierwsza noc, kiedy grupa na serio odetchnęła. Morderca dyndał właśnie w częściach na drzewach, machając do swoich niedoszłych ofiar gnijącymi wnętrznościami, tymczasem chyba pierwszy raz większość osób zasnęła w miarę spokojnym snem. Niektórym jednak emocje wciąż sie udzielały - supaplex wyszedł na papierosa, Stivi ćwiczył jutrzejszą dziękczynną mowę dla swoich współtowarzyszy, Berorn opowiadał wszystkim, jak to genialnie pierwszy odkrył tożsamosć mordercy, a Manga Ryu wreszcie mógł ze spokojem założyć na uszy słuchawki swojego walkmana. Z muzyką grającą mu w uszach, wyszedł na zewnątrz, celem załatwienia potrzeby fizjologicznej.
Nie usłyszał jednak kroków postaci skradającej się za nim. Napastnik wyciągnął zza pasa ogromną maczetę i wziósł ją w powietrze, by zadać cios. W tym samym momencie Manga Ryu z przekleństwem na ustach sięgnął do swojego walkmana - typowy przypadek, taśma sie wciągnęła. Pochyliwszy się nad swoim technicznym cudeńkiem, cudem uniknął śmierci, jednak i tak przyjął bolesny cios w ramię. Z wrzaskiem bólu usunął się na ziemię, trzymając za ramię, z którego chlustnęła krew.
Hałas natychmiast zwabił pozostałych członków grupy, którzy szybko pojawili się na miejscu. Sprawcy ataku już tam jednak nie było...
Ranny Manga został przeniesiony do domu, natomiast dwóch z lokatorów zaczęło szukać czegoś choćby na kształ apteczki. Na dnie piwnicy znaleźli... całą skrzynkę mocnego alkoholu - idealnego do, między innymi, uśmierzania bólu. Butelki poszły w ruch i świt zastał naszych lokatorów w większości nieźle wstawionych. W międzyczasie okazało się, że rana Mangi Ryu jest jedynie powierzchowna. - W zasadzie taki cios to sam mógłby sobie zadać, żeby odwrócić od siebie uwage - rzucił ktoś. - A w ryj byś nie chciał?! - padła grzeczna odpowiedź.
"To będą ciekawe godziny. Gdzie moja butelka?" - pomyślał inny. Jakiś psychopata wciąż czyhał na ich życie.
To była pierwsza noc, kiedy grupa na serio odetchnęła. Morderca dyndał właśnie w częściach na drzewach, machając do swoich niedoszłych ofiar gnijącymi wnętrznościami, tymczasem chyba pierwszy raz większość osób zasnęła w miarę spokojnym snem. Niektórym jednak emocje wciąż sie udzielały - supaplex wyszedł na papierosa, Stivi ćwiczył jutrzejszą dziękczynną mowę dla swoich współtowarzyszy, Berorn opowiadał wszystkim, jak to genialnie pierwszy odkrył tożsamosć mordercy, a Manga Ryu wreszcie mógł ze spokojem założyć na uszy słuchawki swojego walkmana. Z muzyką grającą mu w uszach, wyszedł na zewnątrz, celem załatwienia potrzeby fizjologicznej.
Nie usłyszał jednak kroków postaci skradającej się za nim. Napastnik wyciągnął zza pasa ogromną maczetę i wziósł ją w powietrze, by zadać cios. W tym samym momencie Manga Ryu z przekleństwem na ustach sięgnął do swojego walkmana - typowy przypadek, taśma sie wciągnęła. Pochyliwszy się nad swoim technicznym cudeńkiem, cudem uniknął śmierci, jednak i tak przyjął bolesny cios w ramię. Z wrzaskiem bólu usunął się na ziemię, trzymając za ramię, z którego chlustnęła krew.
Hałas natychmiast zwabił pozostałych członków grupy, którzy szybko pojawili się na miejscu. Sprawcy ataku już tam jednak nie było...
Ranny Manga został przeniesiony do domu, natomiast dwóch z lokatorów zaczęło szukać czegoś choćby na kształ apteczki. Na dnie piwnicy znaleźli... całą skrzynkę mocnego alkoholu - idealnego do, między innymi, uśmierzania bólu. Butelki poszły w ruch i świt zastał naszych lokatorów w większości nieźle wstawionych. W międzyczasie okazało się, że rana Mangi Ryu jest jedynie powierzchowna. - W zasadzie taki cios to sam mógłby sobie zadać, żeby odwrócić od siebie uwage - rzucił ktoś. - A w ryj byś nie chciał?! - padła grzeczna odpowiedź.
"To będą ciekawe godziny. Gdzie moja butelka?" - pomyślał inny. Jakiś psychopata wciąż czyhał na ich życie.
Tej nocy nikt nie zginął