Faza nocy
Knopers nie przyjął najlepiej wyroku. Wiedział, że ma takie samo słabe alibi, jak i reszta grupy, a więc podejrzenie rzucone w jego stronę równało się w zasadzie wyrokowi smierci. O ile on sam właśnie cały trząsł się i zastanawiał, co zrobić, tak jego współtowarzysze postanowili uczcić ten prawie jednogłośny wybór hurtową ilością alkoholu, jaki znaleźli rano oraz kilkoma cygarami.
Po kilku godzinach, paru chóralnych śpiewach ku pokrzepieniu serc i narastających okrzykach życzacym śmierci mordercy, kompletnie pijani biesiadnicy wreszcie wytoczyli się z chatki, by poszukać domniemanego mordercy. Knopers spanikowany ukrywał się w lesie, jednocześnie bojąc się zapuszczać dalej. Grupa pościgowa wyciągnęła wcześniej przygotowane prowizoryczne pochodnie, niektórzy zaopatrzyli się też w zardzewiałe narzędzia ogrodowe, walające sie w okolicy. Tłum pijanych, głodnych krwi, zdesperowanych ludzi, głośno i w niewybrednych słowach domagających pokazania się mordercy, oświetlony nielicznymi słabymi płomieniami pochodni, wyglądał niepokojąco i złowieszczo - na jego widok, knopersowi aż podskoczyło serce do gardła. Zrobił krok do tyłu, potykając się o korzeń drzewa i wylądował na ziemi z łoskotem, co natychmiast zwróciło uwagę grupy.
Najszybciej jak tylko potrafił, podniósł się z ziemi i zaczął uciekać przez las, potykając się o gałęzie i zrywając pod drodze twarzą wszystkie pajęczyny z drzew. Z kolei tłum za nim parł niewzruszenie do przodu, nie bacząc na jakiekolwiek przeszkody terenowe i trudności związane z zachowaniem pionu po spożyciu takich ilości alkoholu.
Zastraszona ofiara w końcu dotarła do kresu swojej drogi. Ogromne połacie zdradliwych bagien rozpościerały się przed nim, zamykając jego mozliwości ucieczki do samotnego drzewa rosnącego w pobliżu. Knopers nie zastanawiając sie długo i przy okazji słysząc coraz głośniejsze oblegi pod swoim imieniem dobiegajace z lasu, zaczął wdrapywać sie na drzewo i zanim wściekła grupa dotarła na miejsce, był już prawie na samym jego szczycie. Wiedział, że nie zostanie tu na zawsze, ale w takiej sytuacji nie miał wątpliwości, że zachowanie życia przez choćby kolejne pół godziny to sprawa warta walki. Kto wie, może uda się wykombinować jakieś wyjście z tego potrzasku?
Niestety, juz się tego nie dowiedział. Supaplex ze złowieszczym błyskiem w oku zaproponował grupie subtelne i niebrudzące rąk wyjście z sytuacji, na co wszyscy natychmiast przystali. Tłum ruszył w kierunku drzewa, napierając na nie z całej siły. Knopers poczuł, jak gałąź, na której siedział, zaczyna drzeć.
Czas zrobić rachunek sumienia...
W końcu grupa dopięła swego - korzenie drzewa były zbyt słabo osadzone w mało stabilnym gruncie i knopers już czuł, jak jego jedyna nadzieja na ucieczkę powoli przechyla się w stronę bagna, aż w końcu w całości, przy głuchym odgłosie uderzenia, upada na powierzchnię bagnistego miejsca spoczynku dziesiątek nieszczęśników.
Teraz jednym z nich miał być knopers. Ostatkiem sił trzymał się gałęzi, która jako jedyna powstrzymywała go przed wciągnięciem pod powierzchnię. Może znalazłby jeszcze siły, by wdrapać się na pień i doczołgać do brzegu, ale tam czekała na niego gorsza śmierć. Tłum tylko czekał by rozpalić jakiś stos, rozczłonkować jakieś ciało albo przygotowac stryczek na jednym z okolicznych drzew. Knopers miał wybór i patrząc w oczy supapleksowi, odepchnął się od gałęzi i pozwolił, aż jego ciało powoli zatopi sie w bagnie.
Grupa obserwowała ten moment z poczuciem dobrze wykonaniej roboty, powoli zbierając siły na powrót do chatki i kontynuowanie świętowania pochwycenia drugiego mordercy.
Jak się jednak miało okazać, ich radość była zdecydowanie przedwczesna...
Knopers nie przyjął najlepiej wyroku. Wiedział, że ma takie samo słabe alibi, jak i reszta grupy, a więc podejrzenie rzucone w jego stronę równało się w zasadzie wyrokowi smierci. O ile on sam właśnie cały trząsł się i zastanawiał, co zrobić, tak jego współtowarzysze postanowili uczcić ten prawie jednogłośny wybór hurtową ilością alkoholu, jaki znaleźli rano oraz kilkoma cygarami.
Po kilku godzinach, paru chóralnych śpiewach ku pokrzepieniu serc i narastających okrzykach życzacym śmierci mordercy, kompletnie pijani biesiadnicy wreszcie wytoczyli się z chatki, by poszukać domniemanego mordercy. Knopers spanikowany ukrywał się w lesie, jednocześnie bojąc się zapuszczać dalej. Grupa pościgowa wyciągnęła wcześniej przygotowane prowizoryczne pochodnie, niektórzy zaopatrzyli się też w zardzewiałe narzędzia ogrodowe, walające sie w okolicy. Tłum pijanych, głodnych krwi, zdesperowanych ludzi, głośno i w niewybrednych słowach domagających pokazania się mordercy, oświetlony nielicznymi słabymi płomieniami pochodni, wyglądał niepokojąco i złowieszczo - na jego widok, knopersowi aż podskoczyło serce do gardła. Zrobił krok do tyłu, potykając się o korzeń drzewa i wylądował na ziemi z łoskotem, co natychmiast zwróciło uwagę grupy.
Najszybciej jak tylko potrafił, podniósł się z ziemi i zaczął uciekać przez las, potykając się o gałęzie i zrywając pod drodze twarzą wszystkie pajęczyny z drzew. Z kolei tłum za nim parł niewzruszenie do przodu, nie bacząc na jakiekolwiek przeszkody terenowe i trudności związane z zachowaniem pionu po spożyciu takich ilości alkoholu.
Zastraszona ofiara w końcu dotarła do kresu swojej drogi. Ogromne połacie zdradliwych bagien rozpościerały się przed nim, zamykając jego mozliwości ucieczki do samotnego drzewa rosnącego w pobliżu. Knopers nie zastanawiając sie długo i przy okazji słysząc coraz głośniejsze oblegi pod swoim imieniem dobiegajace z lasu, zaczął wdrapywać sie na drzewo i zanim wściekła grupa dotarła na miejsce, był już prawie na samym jego szczycie. Wiedział, że nie zostanie tu na zawsze, ale w takiej sytuacji nie miał wątpliwości, że zachowanie życia przez choćby kolejne pół godziny to sprawa warta walki. Kto wie, może uda się wykombinować jakieś wyjście z tego potrzasku?
Niestety, juz się tego nie dowiedział. Supaplex ze złowieszczym błyskiem w oku zaproponował grupie subtelne i niebrudzące rąk wyjście z sytuacji, na co wszyscy natychmiast przystali. Tłum ruszył w kierunku drzewa, napierając na nie z całej siły. Knopers poczuł, jak gałąź, na której siedział, zaczyna drzeć.
Czas zrobić rachunek sumienia...
W końcu grupa dopięła swego - korzenie drzewa były zbyt słabo osadzone w mało stabilnym gruncie i knopers już czuł, jak jego jedyna nadzieja na ucieczkę powoli przechyla się w stronę bagna, aż w końcu w całości, przy głuchym odgłosie uderzenia, upada na powierzchnię bagnistego miejsca spoczynku dziesiątek nieszczęśników.
Teraz jednym z nich miał być knopers. Ostatkiem sił trzymał się gałęzi, która jako jedyna powstrzymywała go przed wciągnięciem pod powierzchnię. Może znalazłby jeszcze siły, by wdrapać się na pień i doczołgać do brzegu, ale tam czekała na niego gorsza śmierć. Tłum tylko czekał by rozpalić jakiś stos, rozczłonkować jakieś ciało albo przygotowac stryczek na jednym z okolicznych drzew. Knopers miał wybór i patrząc w oczy supapleksowi, odepchnął się od gałęzi i pozwolił, aż jego ciało powoli zatopi sie w bagnie.
Grupa obserwowała ten moment z poczuciem dobrze wykonaniej roboty, powoli zbierając siły na powrót do chatki i kontynuowanie świętowania pochwycenia drugiego mordercy.
Jak się jednak miało okazać, ich radość była zdecydowanie przedwczesna...
Wynikiem głosowania, zginął knopers - gracz