17-10-2012, 14:54
Faza dnia
Nie było rzeczą łatwą wydostać się z płonącej chatki, która co rusz odcinała jakąś drogę ucieczki - a to jakimś walącym się meblem, a to nową ścianą ognia, która pojawiała się niemal znikąd. Ostatecznie jednak, usmoleni, spoceni i poparzeni mieszkańcy pojedynczo wydostawali się wszelkimi możliwymi sposobami z gorącej pułapki i z ulgą padali na ziemię, chłodzeni padającym deszczem.
W chatce został jednak ktoś jeszcze. Supaplex gorączkowo szukał jakiegoś przejścia, jednak każda opcja wydawała się póki co samobójcza. W końcu, prawie tracąc dech, dotarł do okna prowadzącego na tyły domu. Ostatkiem sił otworzył je i już miał się wygramolić na zewnątrz, kiedy ktoś pociągnął go z powrotem do środka. Napastnik nabrał powietrza, korzystając z otwartego okna, wyciągnął nóż i zaczął się zbliżać do leżącego supapleksa. Ten podniósł głowę i zobaczył twarz mordercy.
- Hm, wiec to jest nasz oprawca. Nie spodziewałbym się, szczerze mówiąc. - Gdy dokończył to zdanie, morderca podniósł go za fraki i rzucił o ścianę. Supaplex chwiejąc się, próbował podnieść na nogi, jednak dotarł tylko do pozycji na czworaka, kiedy otrzymał potężnego kopniaka pod żebra. Przetoczył się po podłodze. Adrenalina i perspektywa utraty życia zrobiła swoje i ból nie był aż tak nieznośny, jak powinien być. Gdy morderca znów zbliżył się do niego, Supaplex z całej siły kopnął go w goleń. Morderca upadł, a zaraz potem dostał kilka mocnych ciosów w brzuch i twarz. Krztusząc się krwią, zdołał wyprowadzić kontratak i posłać cios w twarz supaplexa, a następnie poprawić kopniakiem. Korzystając z chwili czasu, sięgnął po swój nóż. Zataczająca się ofiara nie widziała dobrze, co się dzieje, zamroczona uderzeniem i coraz większymi oparami dymu, kłębiącego się w pomieszczeniu, kiedy napastnik zadał cios. Ostrze noża wbiło się gładko pod żebra i zaraz potem z rany zaczęła lać się krew. Supaplex szybko pozbył się grymasu bólu z twarzy i zaśmiał się gorzko. Upadł na kolana.
- Widzisz, taki biznesmen jak ja, ma kupę czasu na rożne dziwne hobby. - Powiedział, plując krwią. Wyciągnął przed siebie palec wskazujący, następnie zanurzył go we własnej ranie, mamrocząc coś pod nosem. Umoczonym w krwi palcem namalował sobie niedbale niezrozumiały symbol na czole, następnie, powoli tracąc siły, powtórzył to na podłodze. Niemal martwymi już oczami spojrzał na swojego oprawcę. - Zginiesz straszliwą śmiercią, psie. Każde życie, jakie odesłałeś z tego świata, powróci, by odebrać swoją rekompensatę. Lepiej zabij się sam... - Kończąc to zdanie, zamknął oczy i osunął się w kałużę krwi.
Morderca obserwował tę scenkę, ale sam nie wiedział, czy ma być rozbawiony tym bełkotem, czy może jednak zaniepokojony. W końcu udał się w stronę okna, z trudem przelazł przez nie na zewnątrz i czekając, aż deszcz obmyje krew i rany, poczłapał do reszty grupy. Nikt nie zauważył, kiedy przyszedł, więc usiadł z boku i miał nadzieję, że nikt nie zauważy nic podejrzanego w jego obrażeniach ani zachowaniu następnego dnia...
Nie było rzeczą łatwą wydostać się z płonącej chatki, która co rusz odcinała jakąś drogę ucieczki - a to jakimś walącym się meblem, a to nową ścianą ognia, która pojawiała się niemal znikąd. Ostatecznie jednak, usmoleni, spoceni i poparzeni mieszkańcy pojedynczo wydostawali się wszelkimi możliwymi sposobami z gorącej pułapki i z ulgą padali na ziemię, chłodzeni padającym deszczem.
W chatce został jednak ktoś jeszcze. Supaplex gorączkowo szukał jakiegoś przejścia, jednak każda opcja wydawała się póki co samobójcza. W końcu, prawie tracąc dech, dotarł do okna prowadzącego na tyły domu. Ostatkiem sił otworzył je i już miał się wygramolić na zewnątrz, kiedy ktoś pociągnął go z powrotem do środka. Napastnik nabrał powietrza, korzystając z otwartego okna, wyciągnął nóż i zaczął się zbliżać do leżącego supapleksa. Ten podniósł głowę i zobaczył twarz mordercy.
- Hm, wiec to jest nasz oprawca. Nie spodziewałbym się, szczerze mówiąc. - Gdy dokończył to zdanie, morderca podniósł go za fraki i rzucił o ścianę. Supaplex chwiejąc się, próbował podnieść na nogi, jednak dotarł tylko do pozycji na czworaka, kiedy otrzymał potężnego kopniaka pod żebra. Przetoczył się po podłodze. Adrenalina i perspektywa utraty życia zrobiła swoje i ból nie był aż tak nieznośny, jak powinien być. Gdy morderca znów zbliżył się do niego, Supaplex z całej siły kopnął go w goleń. Morderca upadł, a zaraz potem dostał kilka mocnych ciosów w brzuch i twarz. Krztusząc się krwią, zdołał wyprowadzić kontratak i posłać cios w twarz supaplexa, a następnie poprawić kopniakiem. Korzystając z chwili czasu, sięgnął po swój nóż. Zataczająca się ofiara nie widziała dobrze, co się dzieje, zamroczona uderzeniem i coraz większymi oparami dymu, kłębiącego się w pomieszczeniu, kiedy napastnik zadał cios. Ostrze noża wbiło się gładko pod żebra i zaraz potem z rany zaczęła lać się krew. Supaplex szybko pozbył się grymasu bólu z twarzy i zaśmiał się gorzko. Upadł na kolana.
- Widzisz, taki biznesmen jak ja, ma kupę czasu na rożne dziwne hobby. - Powiedział, plując krwią. Wyciągnął przed siebie palec wskazujący, następnie zanurzył go we własnej ranie, mamrocząc coś pod nosem. Umoczonym w krwi palcem namalował sobie niedbale niezrozumiały symbol na czole, następnie, powoli tracąc siły, powtórzył to na podłodze. Niemal martwymi już oczami spojrzał na swojego oprawcę. - Zginiesz straszliwą śmiercią, psie. Każde życie, jakie odesłałeś z tego świata, powróci, by odebrać swoją rekompensatę. Lepiej zabij się sam... - Kończąc to zdanie, zamknął oczy i osunął się w kałużę krwi.
Morderca obserwował tę scenkę, ale sam nie wiedział, czy ma być rozbawiony tym bełkotem, czy może jednak zaniepokojony. W końcu udał się w stronę okna, z trudem przelazł przez nie na zewnątrz i czekając, aż deszcz obmyje krew i rany, poczłapał do reszty grupy. Nikt nie zauważył, kiedy przyszedł, więc usiadł z boku i miał nadzieję, że nikt nie zauważy nic podejrzanego w jego obrażeniach ani zachowaniu następnego dnia...
Ten nocy zginął supaplex - gracz