Faza dnia
Manga Ryu próbował zmrużyć choćby oczy na kilka minut pod swoim prowizorycznym szałasem, zbudowanym z tego, co zostało z przygasającego powoli pogorzeliska, które wcześniej było jego schronieniem. Nie było jak rozpalić ogniska w tej ulewie, nie było więc jak się ogrzać i osuszyć ubranie. Gorsza była jednak świadomość, że oto kolejny niewinny człowiek poniósł ofiarę, a prawdziwy morderca wciąż kręci się tam po okolicy.
W tym samym czasie z wyrzutami sumienia walczyła cała reszta. Stivi śpiący z Gurgiem w jednym, prymitywnym namiocie (było naprawdę zimno, a to tylko jedna z metod, by zachować ciepło), Grajek44 zmagający się ze świadomością, że mało brakowało, a on skończyły z jelitami na ziemi, Dorczenzo, który ostatnimi czasu będąc świadkiem tych wszystkich zdarzeń wyciszył się i starał nie zabierać głosu i tak dalej. Nagle dźwięk uderzających w podłoże kropel deszczu został zagłuszony przez paniczny krzyk. To był Manga Ryu. Grupa nie zważając na ulewę, pobiegła na miejsce, gdzie zbudował sobie szałas.
Manga Ryu był cały roztrzęsiony. - On tu był! Morderca! Kręcił się tutaj, a potem zajrzał do środka. Zamachnął się nożem, ale nie trafił! Ostrze utknęło w podłożu, a ja miałem czas, żeby wyjść na zewnątrz i wezwać pomoc. Chwilę potem, słysząc wasze kroki, napastnik błyskawicznie się ulotnił!
Grupa była zaskoczona, ale i nieufna. Zaczęła się gwałtowna wymiana zdań między obecnymi na miejscu.
- Człowiek, który bezbłędnie wycinał serce albo jednym ruchem zcinał głowę, miał problem z trafieniem nożem?
- Manga, coś kręcisz, próbujesz odwrócić uwagę od siebie?
- Spójrzcie na to z innej strony, morderca tak jak my, ledwo uszedł życiem z pożaru, na pewno był osłabiony
- To dlaczego w ogóle próbował?
- Ty mi to powiedz, morderco!
- Panowie, spokojnie...
Napięcie rosło, a przerzucanie się oskarżeniami nie ustało nawet, gdy nastał nowy dzień i deszcz powoli ustawał...
Manga Ryu próbował zmrużyć choćby oczy na kilka minut pod swoim prowizorycznym szałasem, zbudowanym z tego, co zostało z przygasającego powoli pogorzeliska, które wcześniej było jego schronieniem. Nie było jak rozpalić ogniska w tej ulewie, nie było więc jak się ogrzać i osuszyć ubranie. Gorsza była jednak świadomość, że oto kolejny niewinny człowiek poniósł ofiarę, a prawdziwy morderca wciąż kręci się tam po okolicy.
W tym samym czasie z wyrzutami sumienia walczyła cała reszta. Stivi śpiący z Gurgiem w jednym, prymitywnym namiocie (było naprawdę zimno, a to tylko jedna z metod, by zachować ciepło), Grajek44 zmagający się ze świadomością, że mało brakowało, a on skończyły z jelitami na ziemi, Dorczenzo, który ostatnimi czasu będąc świadkiem tych wszystkich zdarzeń wyciszył się i starał nie zabierać głosu i tak dalej. Nagle dźwięk uderzających w podłoże kropel deszczu został zagłuszony przez paniczny krzyk. To był Manga Ryu. Grupa nie zważając na ulewę, pobiegła na miejsce, gdzie zbudował sobie szałas.
Manga Ryu był cały roztrzęsiony. - On tu był! Morderca! Kręcił się tutaj, a potem zajrzał do środka. Zamachnął się nożem, ale nie trafił! Ostrze utknęło w podłożu, a ja miałem czas, żeby wyjść na zewnątrz i wezwać pomoc. Chwilę potem, słysząc wasze kroki, napastnik błyskawicznie się ulotnił!
Grupa była zaskoczona, ale i nieufna. Zaczęła się gwałtowna wymiana zdań między obecnymi na miejscu.
- Człowiek, który bezbłędnie wycinał serce albo jednym ruchem zcinał głowę, miał problem z trafieniem nożem?
- Manga, coś kręcisz, próbujesz odwrócić uwagę od siebie?
- Spójrzcie na to z innej strony, morderca tak jak my, ledwo uszedł życiem z pożaru, na pewno był osłabiony
- To dlaczego w ogóle próbował?
- Ty mi to powiedz, morderco!
- Panowie, spokojnie...
Napięcie rosło, a przerzucanie się oskarżeniami nie ustało nawet, gdy nastał nowy dzień i deszcz powoli ustawał...
Tej nocy nikt nie zginął