19-10-2012, 00:52
Faza nocy
Gambit Stiviego wszedł w życie. Sytuacja była na tyle beznadziejna, że trzeba było podjąć ryzyko. Jeśli jego typy się sprawdzą, grupa może wyjść z tego bagna obronną ręką, jeśli jednak mylił się w ocenie tego, kim jest zabójca - jego dni byłyby wówczas policzone.
Póki co jednak, współtowarzysze zdawali mu się ufać. Grajek44, którego kompani uznali za winnego, zdawał się być pogodzony ze swoim losem. Siedział sobie bez słowa pod drzewem, korzystając z jednego z niewielu dni bez ulewnego deszczu. Zmrużył oczy. Słońce powoli zachodziło za drzewa, kiedy na horyzoncie pojawiła się grupa linczujących. Powoli zmierzali w kierunku Grajka, który demonstracyjnie nie zwracał na nich uwagi, w pewnym momencie nawet zamykając oczy i wyciągając się wygodnie, niczym na luksusowym leżaku.
Przez zamknięte powieki wyczuł jednak, że coś zaczyna zasłaniać mu słońce i naturalnie była to grupa zdeterminowanych, byłych mieszkańców domu, z którego zresztą teraz została tylko kupa zwęglonych desek i belek. - Twój czas dobiega końca, morderco. - Poważnie oznajmił Stivi, a reszta grupy pokiwała głowami.
Grajek44 spojrzał na nich spode łba. Wstał i otrzepał się. - OK, jesteście na tyle głupi, by posłać mnie do piachu. Przyjąłem. Musicie jednak wiedzieć, drodzy koledzy, że ja mam swój typ i jestem przekonany, że to ja mam rację. I sądzę, Stivi, że Tobie się ten typ nie spodoba. Co więcej, zrobię wszystko, żeby postawić na swoim.
Grupa była nieco zaskoczona zuchwałością domniemanego mordercy. Pierwszy pion odzyskał Stivi. - Nie dbam o to, co tam sobie myślisz, wszyscy dobrze wiemy, że to tylko manipulacje zdesperowanego mordercy zapędzonego w kozi róg. - Sięgnął po nóż, podany przez Mangę Ryu. - Lepiej nadstaw gardła po dobroci, jeśli chcesz umrzeć w miarę szybko i wić się w agonii odpowiednio krótko.
- Z przyjemnością. - Grajek dumnym krokiem podszedł do Stiviego i podniósł ręce, pokazując, że nic w nich nie ma. Grupa nieco zaniepokojona, cofnęła się krok do tyłu, jednak Stivi nie zamierzał okazywać słabości. Ręka mu nie drżała, kiedy zbliżał ostrze noża do nieosłoniętego gardła Grajka.
Nagle, w ułamku sekund, Grajek błyskawicznym ruchem wytrącił mu broń z ręki, założył chwyt na kark i kurczowo trzymając swojego oprawcę jedną ręką, drugą sięgnął do ukrytej, wewnętrznej kieszeni swojej kurtki. Stivi zrobił się purpurowy na twarzy, zabijając wzrokiem swoich współtowarzyszy, którzy jeszcze nie pokwapili się ruszyć z odsieczą. Kiedy w końcu grupa otrząsnęła się, jak jeden mąż ruszyła do przodu, by oswobodzić Stiviego i wymierzyć sprawiedliwość Grajkowi.
Zatrzymali się w połowie drogi i zamarli, kiedy zobaczyli, co wyciągnął Grajek. W jego ręku spoczywał bowiem najprawdziwszy granat. - Pamiątka z Wietnamu. Nie produkowali nawet takich masowo, to jakiś prototyp, cholera wie, jak działa. Wiecie, nie całe życie kolekcjonuje się buty - Powiedział, przy okazji poprawiając chwyt na Stivim. Ten wyrywał się coraz mocniej, będąc już bliskim uwolnienia. - Hm, widzę, że długo w takiej pozycji nie zabawimy. Widzisz Stivi, to różni twoje samozwańcze liderowanie grupie od faktycznego wzięcia sprawy w swoje ręce. Ja zamierzam oddać swoje nędzne życie, by ta banda frajerów przeżyła. Tylko po to, byś przestał się kompromitować, bo to, że jesteś mordercą, jest oczywiste niemal od początku. - Spojrzał na przerażone twarze swoich współtowarzyszy. - Słyszycie, przegrańcy? Zamierzam sam dopilnować, żeby ta łajza skończyła tak, jak na to zasługuje. W kawałkach. A wy lepiej zróbcie solidny krok do tyłu, o ile nie lubicie solidnych fajerwerków.
Grajek44 spojrzał ostatni raz na stojących w pobliżu ludzi, na zwęglone szczątki domu i w koncu, z wyraźną pogardą na twarzy, na Stiviego. - To na razie - powiedział z błyskiem w oku i szybkim ruchem wyciągnął zębami zawleczkę granatu.
Stivi ostatkiem sił urwał się z uścisku. - Nie, wszystko zniszczysz! Mój plan... Musi się udać jeśli...
Niestety, nie dokończył tego zdania. Wybuch rozerwał ich obu na kawałki. Członkowie grupy zwiewali co sił z miejsca egzekucji, jednak fala uderzeniowa zdołała do nich dotrzeć, zwalając ich wszystkich z nóg. Zaraz potem na całą okolicę spadł deszcz ludzkich szczątków. Szczęściarze dostali po twarzy oderwanymi palcami, pechowcy skąpali się w porcji jelit albo innych wnętrzności, ewentualnie zostali znokautowani przelatującą nogą. Wszędzie dookoła już do końca unosił się zapach rozkładającego się ludzkiego mięsa.
Otumanieni członkowie grupy nie mieli nawet siły podnieść się z ziemi.
Co gorsza, wciąż nie było gwarancji, czy morderca zginął w tym wybuchu.
Wynikiem głosowania, zginął Grajek44 - Desperat.
Desperat pociągnął ze sobą na śmierć Stiviego - Dr Loomisa