21-01-2014, 18:19
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21-01-2014, 18:25 przez van Radwan.)
Dzięki za aprobatę. Aby nie kończyć wiadomości na trzech słowach, postaram się ustosunkować do tego, co napisałeś.
Zasadniczo się mylisz - nie przedstawiam DLC jako coś, co "nam, graczom, się prawnie należy". Opisuję płatne rozszerzenia jako coś, co w normalnym, alternatywnym świecie nie powinno mieć nigdy miejsca. Nie mam nic przeciwko pełnoprawnym dodatkom do gier takimi jak GTA: the Lost and Damned i GTA: The Ballad of Gay Tony. Tego typu twory są pełnokwristymi pozycjami, za które twórcy mają święte prawo żądać od nas określonej kwoty pieniężnej. Chodzi o stworzenie gry, obcięcie jej z poszczególnych części składowych, po czym sprzedawanie ich graczom w postaci paczek rozszerzających kontent. Jak byś się zachował, gdyby idąc po tort do cukierniczego, otrzymał tylko część owego, a za resztę ekspedientka zażyczyłaby z zachwytem na twarzy dodatkowych pieniędzy? Dla mnie to jedno i to samo.
Owszem, mamy wolny rynek i jeśli zrobię grę, mogę zażyczyć sobie za jej posiadanie pierdyliarda kubańskich pesos. Czym to się jednak będzie różniło od zwyczajnego splunięcia w twarz konsumentom? W większości działów sprzedaży obowiązuje zasada "nasz klient, nasz pan". Poprzez testowanie rynku, o którym napisałem w powyższym tekście, marketingowcy sprawdzają jak mocno mogą nagiąć tę zasadę na swoją korzyść. Dlatego co chwile rzucałem stwierdzenia typu: "nie jestem w stanie zrozumieć", ponieważ zgadzanie się na moczenie naszych twarzy śliną wydawców jest moim zdaniem mocnym zaniechaniem wyżej przytoczonej reguły.
Nie jestem sędzią i nie bawię się w oskarżanie graczy w związku ze wspieraniem procederu wydawania DLC. Wystarczy mi świadomość, że nie daję się dymać w kakao i nikt póki co nie jest w stanie wmówić mi, że inwestycja w coś, co powinienem dostać od początku (obciętą treść, gwoli przypomnienia) jest inwestycją słuszną.
Zbyt dosłownie podszedłeś do słowa "oszustwo". Oszustwem nie jest to, że wydawcy pokazują swój tupet trąbiąc na prawo i lewo, z czego okroili grę i który z kontentu będzie można nabyć za daną kwotę, tylko fakt sprzedawania niepełnej gry za pełną cenę. Przed oczami nadal mam zakończenie sequela do mojej ulubionej gry wszechczasów: Mafii II. Jeśli nie wiesz o czym mówię - zagraj/obejrzyj gejmplej. Zrozumiesz.
Nie należę do waginosceptyków, więc smarowanie jakichkolwiek części ciała smalcem mi niegroźne. Tekst ten był bardziej ku przestrodze. Nie pokornym biciem się w pierś. Nie zakupiłem nigdy bezpodstawnego DLC i zakupić nie mam zamiaru, więc o mój tyłek jestem spokojny.
I odbijając piłeczkę - założyłem, że nie byłeś w stanie pojąć tego tekstu, więc spróbowałem Ci go wytłumaczyć
Mam nadzieję, że się udało.
Trzymaj się, pozdrowionka.
Zasadniczo się mylisz - nie przedstawiam DLC jako coś, co "nam, graczom, się prawnie należy". Opisuję płatne rozszerzenia jako coś, co w normalnym, alternatywnym świecie nie powinno mieć nigdy miejsca. Nie mam nic przeciwko pełnoprawnym dodatkom do gier takimi jak GTA: the Lost and Damned i GTA: The Ballad of Gay Tony. Tego typu twory są pełnokwristymi pozycjami, za które twórcy mają święte prawo żądać od nas określonej kwoty pieniężnej. Chodzi o stworzenie gry, obcięcie jej z poszczególnych części składowych, po czym sprzedawanie ich graczom w postaci paczek rozszerzających kontent. Jak byś się zachował, gdyby idąc po tort do cukierniczego, otrzymał tylko część owego, a za resztę ekspedientka zażyczyłaby z zachwytem na twarzy dodatkowych pieniędzy? Dla mnie to jedno i to samo.
Owszem, mamy wolny rynek i jeśli zrobię grę, mogę zażyczyć sobie za jej posiadanie pierdyliarda kubańskich pesos. Czym to się jednak będzie różniło od zwyczajnego splunięcia w twarz konsumentom? W większości działów sprzedaży obowiązuje zasada "nasz klient, nasz pan". Poprzez testowanie rynku, o którym napisałem w powyższym tekście, marketingowcy sprawdzają jak mocno mogą nagiąć tę zasadę na swoją korzyść. Dlatego co chwile rzucałem stwierdzenia typu: "nie jestem w stanie zrozumieć", ponieważ zgadzanie się na moczenie naszych twarzy śliną wydawców jest moim zdaniem mocnym zaniechaniem wyżej przytoczonej reguły.
Nie jestem sędzią i nie bawię się w oskarżanie graczy w związku ze wspieraniem procederu wydawania DLC. Wystarczy mi świadomość, że nie daję się dymać w kakao i nikt póki co nie jest w stanie wmówić mi, że inwestycja w coś, co powinienem dostać od początku (obciętą treść, gwoli przypomnienia) jest inwestycją słuszną.
Zbyt dosłownie podszedłeś do słowa "oszustwo". Oszustwem nie jest to, że wydawcy pokazują swój tupet trąbiąc na prawo i lewo, z czego okroili grę i który z kontentu będzie można nabyć za daną kwotę, tylko fakt sprzedawania niepełnej gry za pełną cenę. Przed oczami nadal mam zakończenie sequela do mojej ulubionej gry wszechczasów: Mafii II. Jeśli nie wiesz o czym mówię - zagraj/obejrzyj gejmplej. Zrozumiesz.
Nie należę do waginosceptyków, więc smarowanie jakichkolwiek części ciała smalcem mi niegroźne. Tekst ten był bardziej ku przestrodze. Nie pokornym biciem się w pierś. Nie zakupiłem nigdy bezpodstawnego DLC i zakupić nie mam zamiaru, więc o mój tyłek jestem spokojny.
I odbijając piłeczkę - założyłem, że nie byłeś w stanie pojąć tego tekstu, więc spróbowałem Ci go wytłumaczyć

Trzymaj się, pozdrowionka.
"Kto nie chce kiedy może, ten nie będzie mógł, kiedy będzie chciał."
![[Obrazek: Bez%C2%A0tytu%C5%82u.png]](https://dl.dropboxusercontent.com/u/2980502/Bez%C2%A0tytu%C5%82u.png)
![[Obrazek: Bez%C2%A0tytu%C5%82u.png]](https://dl.dropboxusercontent.com/u/2980502/Bez%C2%A0tytu%C5%82u.png)