24-02-2014, 19:01
Nie wiem, z której strony ugryźć ten temat, więc pewnie wypowiem się dość chaotycznie. Odniesienia biblijne są dość jasne (naprawdę nikt nie skojarzył przypowieści o Abrahamie i Izaaku? Ani czterech jeźdźców Apokalipsy?). Jednak nie doszukiwałbym się połączeń pomniejszych wrogów z tym kontekstem. McMillen akurat używa często tych przeciwników, wystarczy zerknąć na Super Meat Boya. Przyjął taką konwencją, co by nie mówić dość upiorną i niesmaczną, ale po pierwszym kontakcie da się przyzwyczaić.
Teraz dochodzimy do najważniejszego. Gra ta jest nastawiona przede wszystkim na powtarzanie rozgrywki. Fabuła może ruszyć za pierwszym razem, może trochę za drugim, ale przy dziesiątym przez wszystkie przerywniki gracz będzie po prostu przeskakiwał. Bo czy to, że atmosfera jest dość ciężka, przeszkadza temu, że to diabelnie (zamierzone
) wciągająca gra? To samo było z Super Meat Boyem, w końcu jako kawałek mięsa walczyliśmy z płodem, gra ta chociażby z tego powodu powinna być palona przez niektóre środowiska polityczne. Nie zmienia to tego, że to cholernie dobra platformówka, przy której można się dobrze bawić.
Jak w takim przypadku oddzielić poważną fabułę od dobrej rozgrywki? Gra wciąga, a fabuła jest ciężka. Rozmyślanie nad nią za każdym razem byłoby masochizmem, ale jednak wciąż kusi kolejnym podejściem, żeby sprawdzić kolejną rzecz, następny pokój itd. Jak to inaczej oddzielić niż właśnie znieczulicą na otoczkę fabularną (czerpiącą z wielu aspektów biblijnych, ale wg mnie dość luźno powiązanych, trzymających się pewnej tezy, lecz bez czegoś, co zepnie te wszystkie fragmenty w całość). Dla mnie cała otoczka fabularna była ciekawym odniesieniem do kilku przypowieści i niczym więcej, potraktowałem je dokładnie jak przypowieść, czyli przyjąłem do informacji, zrozumiałem przekaz i koniec. Może tak mają osoby niewierzące?
P.S. Odnoszę też wrażenie, że McMillen pokazał odniesienia bardziej protestanckie niż katolickie, co tym bardziej może przeszkadzać w analizie polskiej części internetu.
Teraz dochodzimy do najważniejszego. Gra ta jest nastawiona przede wszystkim na powtarzanie rozgrywki. Fabuła może ruszyć za pierwszym razem, może trochę za drugim, ale przy dziesiątym przez wszystkie przerywniki gracz będzie po prostu przeskakiwał. Bo czy to, że atmosfera jest dość ciężka, przeszkadza temu, że to diabelnie (zamierzone

Jak w takim przypadku oddzielić poważną fabułę od dobrej rozgrywki? Gra wciąga, a fabuła jest ciężka. Rozmyślanie nad nią za każdym razem byłoby masochizmem, ale jednak wciąż kusi kolejnym podejściem, żeby sprawdzić kolejną rzecz, następny pokój itd. Jak to inaczej oddzielić niż właśnie znieczulicą na otoczkę fabularną (czerpiącą z wielu aspektów biblijnych, ale wg mnie dość luźno powiązanych, trzymających się pewnej tezy, lecz bez czegoś, co zepnie te wszystkie fragmenty w całość). Dla mnie cała otoczka fabularna była ciekawym odniesieniem do kilku przypowieści i niczym więcej, potraktowałem je dokładnie jak przypowieść, czyli przyjąłem do informacji, zrozumiałem przekaz i koniec. Może tak mają osoby niewierzące?
P.S. Odnoszę też wrażenie, że McMillen pokazał odniesienia bardziej protestanckie niż katolickie, co tym bardziej może przeszkadzać w analizie polskiej części internetu.