04-07-2014, 17:15
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 04-07-2014, 17:38 przez Crix Doomsday.)
Było już późne popołudnie gdy wyszedłem z domu. Poranek był już całkowicie zrujnowany, a noc nie zapowiadała się lepiej. W mieście cały czas słychać było echo drugiego morderstwa.
Idąc ulicą zauważyłem Johnnego. Wychodził akurat ze swojego nowego domu. Wyglądał zdecydowanie lepiej niż przez ubiegłe lata. BigRedChick postąpił naprawdę wspaniałomyślnie zapisując mu swój dom. Aż poczułem niesmak w ustach na wspomnienie egzekucji. Nauczyłem się nie osądzać ludzi bez dowodów i się tego trzymałem.
Johnny też mnie zauważył i delikatnie się uśmiechnął. Jednak szybko spuścił głowę i ruszył w swoją stronę. Dobrze go rozumiałem. Trudno jest się radować, gdy giną ludzie, których się znało. Rozumiałem to lepiej niż ktokolwiek. Przez lata patrzyłem jak giną koledzy, przyjaciele czy tylko znajomi.
Po chwili dopiero zauważyłem, że przechodnie przyglądają mi się zdecydowanie częściej niż zazwyczaj. Dobrze wiedziałem co to może oznaczać. Gdy ktoś rzuca podejrzenie wobec ciebie rozchodzi się to po mieście z prędkością tornada i zaraża serca niczym zaraza.
Idąc dalej udało mi się ustalić kto rozsiewa niepewność wśród ludu. Nie mniej jednak nie zamierzałem nic z tym robić. Tylko winni się tłumaczą, a gdy się ktoś uprze to choćby nie wiem jak racjonalne mieć dowody na niewinność, to i tak nic to nie da. Miałem poważniejsze zmartwienia na głowie. Jako dowódca straży musiałem zadbać o bezpieczeństwo miasta. Wszyscy mieszkańcy liczą na nas. Wiedziałem co mam zrobić, problem polegał na tym, że nie miałem żadnych konkretnych poszlak. Mógł to być każdy. List zostawiony przez mordercę mógł być zasłoną dymną. Ludzie kochają mordować się między sobą. Inne rasy pod tym względem nie są wcale lepsze. Gdy jest coś czego bardzo chcemy, nic nie stanie nam na drodze do zdobycia tego... Nawet druga osoba. Tylko czego morderca szukał u swoich ofiar? Czy były to tylko morderstwa na tle rasowym?
Gdy doszedłem do kwatery głównej zarządziłem zluzowanie patroli za dnia. Strażnicy mieli odpocząć i być gotowi na wieczór. Tym razem straż nocna będzie potrojona. Trzeba będzie zamykać bramy miasta, na wypadek gdyby zabójca ukrywał się w lasach nieopodal. Miałem jeszcze tyle do zrobienia, a czas uciekał. Wiedziałem też, że dzisiaj zapewne będę musiał ponownie kogoś ściąć. Nie chciałem tego, ale jeśli tego nie zrobię to dojdzie do linczu. Nie chciałbym być wtedy w skórze ofiary. Widziałem już co wściekły tłum może zrobić swojej ofierze - śmierć była zawsze powolna i straszliwa.
Idąc ulicą zauważyłem Johnnego. Wychodził akurat ze swojego nowego domu. Wyglądał zdecydowanie lepiej niż przez ubiegłe lata. BigRedChick postąpił naprawdę wspaniałomyślnie zapisując mu swój dom. Aż poczułem niesmak w ustach na wspomnienie egzekucji. Nauczyłem się nie osądzać ludzi bez dowodów i się tego trzymałem.
Johnny też mnie zauważył i delikatnie się uśmiechnął. Jednak szybko spuścił głowę i ruszył w swoją stronę. Dobrze go rozumiałem. Trudno jest się radować, gdy giną ludzie, których się znało. Rozumiałem to lepiej niż ktokolwiek. Przez lata patrzyłem jak giną koledzy, przyjaciele czy tylko znajomi.
Po chwili dopiero zauważyłem, że przechodnie przyglądają mi się zdecydowanie częściej niż zazwyczaj. Dobrze wiedziałem co to może oznaczać. Gdy ktoś rzuca podejrzenie wobec ciebie rozchodzi się to po mieście z prędkością tornada i zaraża serca niczym zaraza.
Idąc dalej udało mi się ustalić kto rozsiewa niepewność wśród ludu. Nie mniej jednak nie zamierzałem nic z tym robić. Tylko winni się tłumaczą, a gdy się ktoś uprze to choćby nie wiem jak racjonalne mieć dowody na niewinność, to i tak nic to nie da. Miałem poważniejsze zmartwienia na głowie. Jako dowódca straży musiałem zadbać o bezpieczeństwo miasta. Wszyscy mieszkańcy liczą na nas. Wiedziałem co mam zrobić, problem polegał na tym, że nie miałem żadnych konkretnych poszlak. Mógł to być każdy. List zostawiony przez mordercę mógł być zasłoną dymną. Ludzie kochają mordować się między sobą. Inne rasy pod tym względem nie są wcale lepsze. Gdy jest coś czego bardzo chcemy, nic nie stanie nam na drodze do zdobycia tego... Nawet druga osoba. Tylko czego morderca szukał u swoich ofiar? Czy były to tylko morderstwa na tle rasowym?
Gdy doszedłem do kwatery głównej zarządziłem zluzowanie patroli za dnia. Strażnicy mieli odpocząć i być gotowi na wieczór. Tym razem straż nocna będzie potrojona. Trzeba będzie zamykać bramy miasta, na wypadek gdyby zabójca ukrywał się w lasach nieopodal. Miałem jeszcze tyle do zrobienia, a czas uciekał. Wiedziałem też, że dzisiaj zapewne będę musiał ponownie kogoś ściąć. Nie chciałem tego, ale jeśli tego nie zrobię to dojdzie do linczu. Nie chciałbym być wtedy w skórze ofiary. Widziałem już co wściekły tłum może zrobić swojej ofierze - śmierć była zawsze powolna i straszliwa.