06-05-2015, 21:46
Budzę się. Spoglądam w stronę legowiska facepalma. Jeszcze śpi. Postanawiam więc poznać lepiej nasz nowy dom. Główną halę porasta coś co profesor nazywał dżunglą. Podobno nasi przodkowie żyli w takiej. Nie mogę sobie tego wyobrazić. Próbuję wspiąć się po lianach na dach elektrowni w celu lepszego rozeznania w terenie. Ku mojemu zaskoczeniu idzie mi to nadzwyczaj sprawnie. Jedna z lin pęka. Upadek amortyzuje jakiś miękki kopiec ziemi znajdujący się nieopodal wielkiej maszyny z zębatkami. Moje ciało przeszywa niewyobrażalny ból. Owady pokrywają moje ciało i kąsają raz za razem. Biegnę w kierunku zbiornika z deszczówką aby jak najszybciej spłukać z siebie te przeklęte stworzenia. Mijam kuchnię. Otwieram drzwi pomieszczenia, w którym znajduje się basenik. Widzę kąpiącego się Kacpeia. Koło niego stoi Micvhu. Nagle czas wydał się zwolnić. Woda wokół Kacpeia była czerwona. Miał zmiażdżoną czaszkę. Resztki jego lewej gałki ocznej spływały mu po policzku. Wydałem z siebie przeraźliwy ryk. Chciałem cisnąć Micvhu o ścianę niczym piłeczką, którą bawiłem się w ośrodku badawczym. Już szykowałem się by zadać cios gdy na twarzy Micvhu zauważyłem łzy. Nagle z wody wynurzył się Kondor. Czułem się skołowany. Nie wiedziałem o co chodzi. Chwilę potem do sali wpadł Facepalm. Zebrał zeznania od każdego z nas. Nikt nie przyznał się do winy. Nowy lider stada uznał moją wersję zdażeń za równie wartościową co pchły w jego zadku więc postanowiliśmy, że wybierzemy winowajcę poprzez głosowanie. Facepalm rozdał wszystkim małpom pokarm. Zawartość swojej miski dorzuciłem do miski Micvhu. A sam posiliłem się mrówkami, które zdołałem wyiskać ze swojej sierści. Były kwaśne. Dobrze smakowałyby z rybą. Gdy przyszedł czas głosowania już miałem wrzucić skorupkę do miski Kondora. Nie wyobrażałem sobie jak można nie zauważyć, że kąpiącemu się obok gigantycznemu gorylowi brakuje połowy twarzy. Ale dzisiaj sam wyglądałem jak morderca więc postanowiłem wstrzymać się od głosu .