19-07-2013, 14:48
Jakiś czas temu siedząc w domku i wpatrując się w ekranik mojego monitora wpadłem na pomysł artykułu, który jakby miał wyrazić moje żale do tego co stało się w branży gier i jak strasznie komercyjna się ona stała... Artykuł domyślnie trafić miał na bloga, którego mieliśmy pisać razem z kolegą z klasy liceum, ale... Cóż, wyszło jak wyszło i nigdzie nie trafił...
Niby wklejam te wypociny jako artykuł, ale nie zaznaczę opcji "do publikacji", gdyż w sumie wstyd by coś takiego pojawiło się na stronie głównej, ale jeśli jednak komuś się spodoba to... "Niech się dzieje wola nieba!" ^ ^
Mimo, iż czuję, że dostanę solidne "bęcki" i zbiorę niezliczone baty za treść jak i formę, ale cóż... Raz się żyje czyż nie?
Tak więc tym przydługim, że aż za, zapraszam do czytania.
Wstęp
Każdy z was zapewne zauważył, że w świecie gier dzieje się coś niezwykłego. Nowe produkcje nie przypominają starych gier, w które ta starsza większość zapewne grała za młodu. Dzisiejsze produkcje nie tylko są ładniejsze od swoich "poprzedników", nie tylko mają lepszej jakości ścieżkę dźwiękową, ale przekazują też inne wartości i uczucia, zdarzają się być również o wiele, wiele krótsze niż stare gry, którymi ja - choć sam dziadkiem i starym wyjadaczem zwać się nie mam prawa - cieszyłem się kiedy nie umiałem jeszcze ani włączyć komputera ani tym bardziej samemu go używać. Nie uważacie też, że dzisiejsze gry stały się za łatwe?
Casualizacja
Ten termin można usłyszeć bądź też raczej przeczytać w internecie jako opis, nazwanego przeze mnie, zjawisko "grywolucji", który, jak nie trudno się domyślić, jest zlepkiem słów "gry" i "ewolucja". Co jednak do "grywolucji" ma termin "casualizacja" (ang. casual - zwyczajny, w tym przypadku powszechny)? Już przystępuje do tłumaczenia. Każdy z nas grał kiedyś w jakąś grę, nawet moja mama, która za grami btw. nie przepada, grała kiedyś na jakże znanej konsoli będącej podróbką japońskiego Famicona - Pegazusie. Każdy więc z was zapewne pamięta to jak trudne były starsze gry i choć część tych gier była liniowa i szło się tylko w jedną stronę (np. Mario) to jednak nikt nam nie tłumaczył tego co mamy robić ani jaki klawisz za co odpowiada. Dla mnie wtedy było to oczywiste, że grało się bez jakichkolwiek tutoriali czy samouczków, po prostu steruje postacią uprzednio sprawdzając, który klawisz za co odpowiada, ot co. I dało się? Dało!
Dziś, jak pewnie każdy z was zauważył, rozpoczynając nową przygodę w większości gier jesteśmy zmuszeni do zamykania dzięsiątek okien tłumaczących nam każdą poszczególną część mechaniki gry. Wyświatlane są nam klawisze sterowania, klawisze akcji, tłumaczone nam są efekty potworów, przedmiotów i innych rzeczy znajdujących się w grze. Czy to naprawdę potrzebne?
Wciąż pamiętam jak jako dziecko grałem w gry. Wchodziłem do gry, a jedyne wskazówki odnośnie sterowania uzyskiwałem w oknie opcji w odpowiedniej zakładce a moje cele oczywiście poznawałem od NPC'tów lub wcale ich nie poznawałem jeśli fabuły nie miał mi kto opowiedzieć (jak np. w Mario). Pamiętam jak pytałem starszego brata "Co muszę teraz zrobić?", "Gdzie teraz iść?", "Co tu jest napisane?", opowiadając mu raz o ostatniej zrobionej przeze mnie rzeczy lub wskazując mu tekst w nieznanym mi języku (że też on miał do mnie cierpliwość...). Nie było wówczas strzałek, podpowiedzi na każdym kroku, ale jednak grało się z przyjemnością i jeszcze większym zaangażowaniem bo nikt nam nie mówił co trzeba robić, a sami musieliśmy się tego dowiedzieć. Co jednak mamy dzisiaj? Podpowiedzi na każdym kroku, wyjaśnienia wszystkiego zawartego w grze, często możliwą tylko jedną drogę do wyboru, strzałki prowadzące nas prost do celu. Po co? Ktoś mi to wytłumaczy?...
Grając u mojego kuzyna w Need For Speed: Shift chwytałem się za głowę patrząc jak twórcy ułatwiają rozgrywkę. Nie dość, że poziom trudności stał się wręcz śmieszny a sterowanie zręcznościowe (choć w sumie takie powinien być NFS, gdyby nie to, że ta odsłona miała być symulacją na profesjonalnych torach wyścigowych) to dodanie ułatwienia w postaci optymalnego toru jazdy wywołało u mnie odruch "Co jest? Przecież tego powinienem się nauczyć przejeżdżając poraz kolejny wyścig!". Pamięta ktoś z was Gran Turismo 2? Miałem osobiście możliwość zagrania w to nie tylko na emulatorze ale nawet na konsoli, więc pirat ze mnie bo pirat, ale oryginała ograłem, ale wracajać do tematu - w GT2 każde auto trzeba było nauczyć się prowadzić, wyczuć je, wiedzieć jak skręca, kiedy wpada w poślizg, trzeba było znać tory i wiedzieć, gdzie wymagane było hamowanie, gdzie można było się rozpędzić, jak wejść w zakręty, to wszystko trzeba było nauczyć się samemu. Coś takiego było nawet w starych odsłonach zręcznościowego NFS'a, tylko, że tam zamiast hamować zakręcało się na zaciśniętym ręcznym. I jednak nie było potrzebne do wygrywania to, że ktoś kto wcześniej przejechał tą trasę zaznaczył nam jak mamy ją przejechać by uzyskać optymalny wynik. I po co to wszystko?
Grając w coraz to nowsze odsłony Call of Duty również dostrzegam, że coś jest nie tak. Gra nie dość, że staje się łatwa, oskryptowana to jeszcze można ją przejść w jedno popołudnie (Ale nie tylko FPS'y dotyka ten problem...). Choć po części wszystkie części CoD'a skierowane są na tryb multiplayer to jednak pierwsze odsłony miały jakiś tam czas rozgrywki i nawet uczyły nas historii! (Lol!) Opowiadały w końcu o drugiej wojnie światowej. Co innego z dzisiejszymy Call of Duty, które nie tylko opowiadają historię zmyślonego konfliktu w czasach współczesnych, to najnowsza zapowiadana produkcja - Call of Duty: Black Ops 2 - ma być nawet przeniesiona delikatnie w przyszłość. I zapewne dostarczy nam całe cztery godziny rozgrywki w trybie single player... Można uznać, że się czepiam, ale... Sam fakt, że mapy na multi stają się coraz ciaśniejsze to znak, że coś się dzieje i nie jest to fajne, gdy biega się w kółko po klaustrofobicznych mapach pokroju Shipment'a z czwartej części CoD'a...
Lolypop Chainsaw, dość nowa gra, Hack 'n Slash, którego ukończenie, wg opini ludzi, którzy grę przeszli, zajmuję ok. czterech godzin. Ja osobiście nie pamiętam bym tak szybko przechodził gry, prócz tych małych gierek we flashu dla młodszych graczy na różnych stronach czy też w stare gry na telefonie.
Oczywiście ktoś może mi się przyczepić, że stare gry do których tak nawołuje też dało się przejść bardzo szybko, owszem. Speed runy, o które mógłby mi się ktoś przyczepić, owszem istnieją ale co z tego? Czy przechodząc pierwsze Diablo w piętnaście minut da się poznać chociaż fabułę? Czy jest to możliwe dla nieznającego mechaniki człowieka? Nie, raczej nie. A nowe gry właśnie poznajemy od początku do końca w bardzo krótkim okresie czasu.
Komercjalizacja?
Te wszystkie zmiany w grach, które przyniósł czas... Czy nie jest tak, że gry się sprzedały? Że zamiast producji dla graczy otrzymujemy produkty dla wszystkich?
Dla mnie era prawdziwych gier przeminęła. Choć wciąż i wciąż zdarza się, że powstają prawdziwe produkcje z porywającą fabułą oraz angażującym gameplayem to jednak powstaje ich za mało.
Dla mnie twórcy gier przestali tworzyć gry dla przyjemności a jedynie zaczęli patrzeć na zyski jakie ta działalność generuje.
Czy gry stają się powoli filmami w których możemy sterować ujęciem kamery? Czy może znów staną się książkami wciągającymi nas na długie godziny?
Komentujcie
Hired
Niby wklejam te wypociny jako artykuł, ale nie zaznaczę opcji "do publikacji", gdyż w sumie wstyd by coś takiego pojawiło się na stronie głównej, ale jeśli jednak komuś się spodoba to... "Niech się dzieje wola nieba!" ^ ^
Mimo, iż czuję, że dostanę solidne "bęcki" i zbiorę niezliczone baty za treść jak i formę, ale cóż... Raz się żyje czyż nie?
Tak więc tym przydługim, że aż za, zapraszam do czytania.
"Grywolucja"
Wstęp
Każdy z was zapewne zauważył, że w świecie gier dzieje się coś niezwykłego. Nowe produkcje nie przypominają starych gier, w które ta starsza większość zapewne grała za młodu. Dzisiejsze produkcje nie tylko są ładniejsze od swoich "poprzedników", nie tylko mają lepszej jakości ścieżkę dźwiękową, ale przekazują też inne wartości i uczucia, zdarzają się być również o wiele, wiele krótsze niż stare gry, którymi ja - choć sam dziadkiem i starym wyjadaczem zwać się nie mam prawa - cieszyłem się kiedy nie umiałem jeszcze ani włączyć komputera ani tym bardziej samemu go używać. Nie uważacie też, że dzisiejsze gry stały się za łatwe?
Casualizacja
Ten termin można usłyszeć bądź też raczej przeczytać w internecie jako opis, nazwanego przeze mnie, zjawisko "grywolucji", który, jak nie trudno się domyślić, jest zlepkiem słów "gry" i "ewolucja". Co jednak do "grywolucji" ma termin "casualizacja" (ang. casual - zwyczajny, w tym przypadku powszechny)? Już przystępuje do tłumaczenia. Każdy z nas grał kiedyś w jakąś grę, nawet moja mama, która za grami btw. nie przepada, grała kiedyś na jakże znanej konsoli będącej podróbką japońskiego Famicona - Pegazusie. Każdy więc z was zapewne pamięta to jak trudne były starsze gry i choć część tych gier była liniowa i szło się tylko w jedną stronę (np. Mario) to jednak nikt nam nie tłumaczył tego co mamy robić ani jaki klawisz za co odpowiada. Dla mnie wtedy było to oczywiste, że grało się bez jakichkolwiek tutoriali czy samouczków, po prostu steruje postacią uprzednio sprawdzając, który klawisz za co odpowiada, ot co. I dało się? Dało!
Dziś, jak pewnie każdy z was zauważył, rozpoczynając nową przygodę w większości gier jesteśmy zmuszeni do zamykania dzięsiątek okien tłumaczących nam każdą poszczególną część mechaniki gry. Wyświatlane są nam klawisze sterowania, klawisze akcji, tłumaczone nam są efekty potworów, przedmiotów i innych rzeczy znajdujących się w grze. Czy to naprawdę potrzebne?
Wciąż pamiętam jak jako dziecko grałem w gry. Wchodziłem do gry, a jedyne wskazówki odnośnie sterowania uzyskiwałem w oknie opcji w odpowiedniej zakładce a moje cele oczywiście poznawałem od NPC'tów lub wcale ich nie poznawałem jeśli fabuły nie miał mi kto opowiedzieć (jak np. w Mario). Pamiętam jak pytałem starszego brata "Co muszę teraz zrobić?", "Gdzie teraz iść?", "Co tu jest napisane?", opowiadając mu raz o ostatniej zrobionej przeze mnie rzeczy lub wskazując mu tekst w nieznanym mi języku (że też on miał do mnie cierpliwość...). Nie było wówczas strzałek, podpowiedzi na każdym kroku, ale jednak grało się z przyjemnością i jeszcze większym zaangażowaniem bo nikt nam nie mówił co trzeba robić, a sami musieliśmy się tego dowiedzieć. Co jednak mamy dzisiaj? Podpowiedzi na każdym kroku, wyjaśnienia wszystkiego zawartego w grze, często możliwą tylko jedną drogę do wyboru, strzałki prowadzące nas prost do celu. Po co? Ktoś mi to wytłumaczy?...
Grając u mojego kuzyna w Need For Speed: Shift chwytałem się za głowę patrząc jak twórcy ułatwiają rozgrywkę. Nie dość, że poziom trudności stał się wręcz śmieszny a sterowanie zręcznościowe (choć w sumie takie powinien być NFS, gdyby nie to, że ta odsłona miała być symulacją na profesjonalnych torach wyścigowych) to dodanie ułatwienia w postaci optymalnego toru jazdy wywołało u mnie odruch "Co jest? Przecież tego powinienem się nauczyć przejeżdżając poraz kolejny wyścig!". Pamięta ktoś z was Gran Turismo 2? Miałem osobiście możliwość zagrania w to nie tylko na emulatorze ale nawet na konsoli, więc pirat ze mnie bo pirat, ale oryginała ograłem, ale wracajać do tematu - w GT2 każde auto trzeba było nauczyć się prowadzić, wyczuć je, wiedzieć jak skręca, kiedy wpada w poślizg, trzeba było znać tory i wiedzieć, gdzie wymagane było hamowanie, gdzie można było się rozpędzić, jak wejść w zakręty, to wszystko trzeba było nauczyć się samemu. Coś takiego było nawet w starych odsłonach zręcznościowego NFS'a, tylko, że tam zamiast hamować zakręcało się na zaciśniętym ręcznym. I jednak nie było potrzebne do wygrywania to, że ktoś kto wcześniej przejechał tą trasę zaznaczył nam jak mamy ją przejechać by uzyskać optymalny wynik. I po co to wszystko?
Grając w coraz to nowsze odsłony Call of Duty również dostrzegam, że coś jest nie tak. Gra nie dość, że staje się łatwa, oskryptowana to jeszcze można ją przejść w jedno popołudnie (Ale nie tylko FPS'y dotyka ten problem...). Choć po części wszystkie części CoD'a skierowane są na tryb multiplayer to jednak pierwsze odsłony miały jakiś tam czas rozgrywki i nawet uczyły nas historii! (Lol!) Opowiadały w końcu o drugiej wojnie światowej. Co innego z dzisiejszymy Call of Duty, które nie tylko opowiadają historię zmyślonego konfliktu w czasach współczesnych, to najnowsza zapowiadana produkcja - Call of Duty: Black Ops 2 - ma być nawet przeniesiona delikatnie w przyszłość. I zapewne dostarczy nam całe cztery godziny rozgrywki w trybie single player... Można uznać, że się czepiam, ale... Sam fakt, że mapy na multi stają się coraz ciaśniejsze to znak, że coś się dzieje i nie jest to fajne, gdy biega się w kółko po klaustrofobicznych mapach pokroju Shipment'a z czwartej części CoD'a...
Lolypop Chainsaw, dość nowa gra, Hack 'n Slash, którego ukończenie, wg opini ludzi, którzy grę przeszli, zajmuję ok. czterech godzin. Ja osobiście nie pamiętam bym tak szybko przechodził gry, prócz tych małych gierek we flashu dla młodszych graczy na różnych stronach czy też w stare gry na telefonie.
Oczywiście ktoś może mi się przyczepić, że stare gry do których tak nawołuje też dało się przejść bardzo szybko, owszem. Speed runy, o które mógłby mi się ktoś przyczepić, owszem istnieją ale co z tego? Czy przechodząc pierwsze Diablo w piętnaście minut da się poznać chociaż fabułę? Czy jest to możliwe dla nieznającego mechaniki człowieka? Nie, raczej nie. A nowe gry właśnie poznajemy od początku do końca w bardzo krótkim okresie czasu.
Komercjalizacja?
Te wszystkie zmiany w grach, które przyniósł czas... Czy nie jest tak, że gry się sprzedały? Że zamiast producji dla graczy otrzymujemy produkty dla wszystkich?
Dla mnie era prawdziwych gier przeminęła. Choć wciąż i wciąż zdarza się, że powstają prawdziwe produkcje z porywającą fabułą oraz angażującym gameplayem to jednak powstaje ich za mało.
Dla mnie twórcy gier przestali tworzyć gry dla przyjemności a jedynie zaczęli patrzeć na zyski jakie ta działalność generuje.
Czy gry stają się powoli filmami w których możemy sterować ujęciem kamery? Czy może znów staną się książkami wciągającymi nas na długie godziny?
Komentujcie
Hired