28-03-2015, 01:22
Ostatnio miałem okazję ograć Omikron: The Nomad Soul. Mimo dobrego nastawienia i całkiem niezłego początku, zawiodłem się na ogólnej jakości. Wiedziałem, że to produkcja raczej zapomniana i to nie z byle powodu, ale jednak łudziłem się, że może wyciągnę z niej coś dobrego. Rzeczywiście, pierwsze kilka godzin wypadło interesująco. Scenariusz w pierwszych minutach złamał czwartą ścianę i dosłownie wciągnął mnie, a właściwie moją duszę, do świata Omikrona, gdzie przejąłem kontrolę nad ciałem Kyle'a 669 - detektywa zajmującego się sprawami nadzwyczajnie brutalnych morderstw. Znałem zamiłowanie Davida Cage'a do nadprzyrodzonych zjawisk, dlatego nie zdziwił mnie widok demonopodobnej istoty, a wręcz przeciwnie, spodobał mi się taki miks sci-fi z okultyzmem i liczyłem na ciekawe rozwinięcie. Wrażenie zrobiła też otwartość świata, każdy z trzech dystryktów nie tylko można było, ale w zasadzie należało dokładnie poznać, odwiedzić każdego sklepikarza i każdy przybytek. Twórcy chwalą się, iż to pierwsza tego typu gra i jestem w stanie w to uwierzyć. Tytuł nie prowadzi za rękę, jedynie dając wskazówki, a resztę bardzo często trzeba poznać poprzez eksploracje i czasami myślenie poza szablonem, jako że część zagadek oferuje kilka sposobów ich rozwiązania. Intrygująca pozostaje także jedna z mechanik zmniejszająca rolę śmierci, ale także dająca do dyspozycji większą ilość bohaterów.
Niestety, bardzo szybko wszystko zaczęło się psuć i zwyczajnie męczyłem się grając. Otwartość świata okazała się być wadą, gdy trafiłem do dwóch kolejnych, niezwykle trudnych w poruszaniu się, dystryktów. Mapa bardzo często nie wskazywała interesujących mnie punktów, przez co kończyłem błądząc między identycznymi alejkami niczym w labiryncie. Wielkim ciosem dla jakości okazały się także dwie, nader często pojawiające się, mechaniki. O ile strzelanie, mimo kompletnej bezpłciowości i strasznie topornego sterowania, pasowało do całości, tak nie mogę znaleźć sensu w walkach z bossami w postaci bardzo słabej bijatyki, to po prostu tu nie pasuje. Dzisiaj Quantic Dream specjalizuje się w mniej lub bardziej udanych grach stawiających na historie, aczkolwiek ta w Omikronie jest zwyczajnie mizerna. Trzon był wałkowany miliony razy i można go rozpracować w mgnieniu oka, wszelcy bohaterowie to jedynie mobilne tablice informacyjne, a dialogi są zupełnie bez wyrazu, niemal mechanicznie napisane. Apogeum miałkości okazał się poziom Tetra Factory, mogący posłużyć za podręcznikowy przykład okropnego level designu.
Mimo wszystko, nie żałuję zagrania w Omikrona. Wstrzymałbym się od nazywanie jej pomyłką, to raczej średniej jakości produkt wyglądający na okaleczone resztki czegoś znacznie większego i bardziej ambitnego. Interesująca lekcja growej historii, ale raczej słaba rozrywka.
Warto jeszcze nadmienić, iż w grze miejsce mają trzy koncerty Davida Bowie, a przy okazji muzyk ten wcielił się w jedną z postaci.
Niestety, bardzo szybko wszystko zaczęło się psuć i zwyczajnie męczyłem się grając. Otwartość świata okazała się być wadą, gdy trafiłem do dwóch kolejnych, niezwykle trudnych w poruszaniu się, dystryktów. Mapa bardzo często nie wskazywała interesujących mnie punktów, przez co kończyłem błądząc między identycznymi alejkami niczym w labiryncie. Wielkim ciosem dla jakości okazały się także dwie, nader często pojawiające się, mechaniki. O ile strzelanie, mimo kompletnej bezpłciowości i strasznie topornego sterowania, pasowało do całości, tak nie mogę znaleźć sensu w walkach z bossami w postaci bardzo słabej bijatyki, to po prostu tu nie pasuje. Dzisiaj Quantic Dream specjalizuje się w mniej lub bardziej udanych grach stawiających na historie, aczkolwiek ta w Omikronie jest zwyczajnie mizerna. Trzon był wałkowany miliony razy i można go rozpracować w mgnieniu oka, wszelcy bohaterowie to jedynie mobilne tablice informacyjne, a dialogi są zupełnie bez wyrazu, niemal mechanicznie napisane. Apogeum miałkości okazał się poziom Tetra Factory, mogący posłużyć za podręcznikowy przykład okropnego level designu.
Mimo wszystko, nie żałuję zagrania w Omikrona. Wstrzymałbym się od nazywanie jej pomyłką, to raczej średniej jakości produkt wyglądający na okaleczone resztki czegoś znacznie większego i bardziej ambitnego. Interesująca lekcja growej historii, ale raczej słaba rozrywka.
Warto jeszcze nadmienić, iż w grze miejsce mają trzy koncerty Davida Bowie, a przy okazji muzyk ten wcielił się w jedną z postaci.