19-05-2015, 23:29
Xenoblade Chronicles jest specyficzną grą jRPG już na samym początku. Rozpoczynamy rozgrywkę na Bionis - ciele starożytnego boga, gdzie po długiej walce z Mechonis, drugim bogiem, obaj zapadli w sen. Pozwala to na spokojne rozwinięcie się cywilizacji. Doprowadza to do dość niecodziennych widoków, gdzie w oddali widzimy rękę drugiego bóstwa, a dalej jego rozmazaną sylwetkę.
Fabuła w dużym skrócie opiera się na przygodach Shulka (głównego bohatera gry) i jego przyjaciół, którzy chcą odeprzeć wrogą rasę maszyn (Mechon) z Bionis. Walka z maszynami jest dla nich możliwa głównie dzięki Monado, który jest mieczem tajemniczego pochodzenia, a zdolnym do cięcia Mechonów jak masło. Fabuła jednak nie jest tak jednowątkowa jak się wydaje. Shulk szybko znajduje inny cel, by podążać za Mechonami, a główna oś fabularna powoli obiera znacznie inny kierunek, niż oczekiwany.
Xenoblade ma dużo zwrotów akcji i niezapowiedzianych sytuacji, które tylko utrzymują gracza w napięciu. Pod koniec jest niestety odwrotnie, gdyż twórcy dają nam po prostu dungeony do pokonania, nie racząc przyzwoitą ilością cutscenek, których zwykle w tej grze jest mnóstwo. Często nie są nawet istotne fabularnie, a jedynie pozwalają się bohaterom odezwać i pokazać relacje między nimi.
Właśnie, postacie. Tutaj one wyglądają na naprawdę żywe, dużo ze sobą rozmawiając i wymieniając pomysły co właściwie dalej zrobić. Mało którą postać można całkiem znielubić lub wydaje się kompletnie bezużyteczna (choć jest taka). To jak bardzo się ze sobą komunikują można zobaczyć na podstawie… walk, które są wręcz niekończącą paplaniną między postaciami, reagującymi na wszystko co się dzieje podczas walki. Gdy ktoś został trafiony, leży nieprzytomny, dostrzał zastrzyku dodatkowej energii, lub gdy potrzebuje pomocy. O tym wszystkim postać powiadamia pozostałe i także samego gracza. Sprawia to, że walki wcale nie są ciche, choć te same kwestie powtarzane z milion razy mogą znużyć graczy. Mimo to ja wręcz uwielbiałem słuchać tej paplaniny i sprawiała ona, że czułem satysfakcję, słysząc komentarze Shulka i jego przyjaciół na temat ciężko stoczonej bitwy. Sam sposób charakteryzacji bohaterów sprawia, że z przyjemnością ogląda się ich historię.
Walki dzieją się w czasie rzeczywistym, a stwory normalnie spawnują się w terenie i można je omijać (szczególnie jak są o jakieś 70+ leveli wyżej od postaci). Postacie atakują automatycznie gdy znajdą się w zasięgu wroga, a oprócz tego mamy do wybrania specjalne skille, oferujące dodatkowe obrażenia i wiele innych. Nie ma tu many, kondycji, ani nic. Trzeba tylko odczekać parędziesiąt sekund zanim się ponownie użyje skilla. Walki są całkiem łatwe, o ile się grinduje i wyjątkowo przyjemne. Rzadko kiedy w RPGach naprawdę chciało mi się walczyć ze stworami, a tu rozgrywka jest całkiem dynamiczna.
Położono tutaj na dużą interakcję, przez co rzadko ma się czas na jedynie kręcenie się wokół wroga i używanie dostępnych już skilli. Dodano możliwość usunięcia pewnych statusów po podejściu do osoby, fajny system unikania śmiercionośnych obrażeń, a także system moralny, który jest bardzo ważny jeśli chcemy zadawać dużo obrażeń i nie pudłować. Jednocześnie nie zabiera to czasu na tyle, że nie zadajemy w ogóle wrogowi obrażeń przez dłuższy czas. W dodatku nie trzeba walczyć jedynie Shulkiem! Gra oferuje bezpośrednią walkę resztą bohaterów co zdecydowanie urozmaica rozgrywkę, gdy umiemy już grać daną postacią z zamkniętymi oczyma. A walk trochę jest, bo Xenoblade skupia się mimo wszystko na grindowaniu i nawet różnica 5 poziomów jest kolosalna w starciach.
Co do świata to on jest gigantyczny. Tak gigantyczny, że jest to jego jednoczesną zaletą jak i wadą. Praktycznie, jeśli widzimy jakieś interesujące miejsce np. wieżę, wzgórze, to prawie na pewno możemy tam podejść i dodatkowo coś większego tam pewnie czeka np. mini-boss. Świat Xenoblade skrywa mnóstwo mini-bossów, zadań pobocznych (zwykle fetch questy), jeszcze więcej znajdziek, a także wiele sekretnych lokacji i bossów. To wręcz koszmar/raj dla graczy, którzy chcą wyciskać z gier jak najwięcej. Opłaca się zwiedzanie lokacji, gdyż za to dostaje się punkty doświadczenia, zwykle całkiem sporo. Z drugiej strony przez masywność lokacji ma się wrażenie, że postać porusza się naprawdę wolno. Nawet fortyfikacje są tak ogromne, że parę minut będziemy patrzeć na biegającego ludzika, zwłaszcza jeśli trzeba zrobić fetch questa. Jest system szybkiej podróży i zwykle jest tworzonych wiele takich punktów, ale i to nie uchroni przed długimi wędrówkami.
Grafika w tej grze też nie powala. Widać na każdym miejscu niską jakość tekstur, nawet na twarzach bohaterów, co jest trochę niedopuszczalne. Z innej strony przy takich ograniczeniach sprzętu masywność lokacji robi wrażenie, a szczególnie to, że nie są one pustawymi polanami, tylko po brzegi wypełnione różnymi dekoracjami, czy wrogami. Mimo wszystko Xenoblade stara się wyglądać ładnie, właśnie przy pomocy krajobrazów i… wychodzi mu to całkiem nieźle, zwłaszcza jeśli już się przyzwyczai do grafiki.
Krótko wspominając o muzyce, to jest ona jednym z większych atutów gry. Idealnie pasują do cutscenek i nadają świetny klimat terenom. Muzyka walki z bossem szybko wpada w ucho. Jedynie Mechonis nie oferuje za wiele w tej kwestii, choć to pewnie moje osobiste odczucie.
Zdarzają się też niestety ubytki w grze. Głównie chodzi tu o lagi, które narastają w późniejszych momentach gry, zwłaszcza podczas pobytu w Mechonis. Nigdy mi się nic nie ścięło, ale potrafiło naprawdę mocno lagować. Ten problem dotyczy jednak tylko walk, gdzie rzeczywiście dużo się dzieje i świadczy to tylko o przestarzałości sprzętu. Widać to też w przypadku towarzyszących postaci, które jeśli choć na chwilę gdzieś utkną, lub zostaną w tyle, to zaraz teleportują się do gracza i jest to robione dość nagminnie. Nie wspominając, że nie umieją chodzić po wąskich mostach, czy wspinać się, bo zaraz spadną i ogólnie są dość głupie. Na szczęście w walce AI jest całkiem dobrze zrobione, nie licząc jedynego przypadku, w którym pewna osoba jest bezużyteczna, jeśli sami nią nie sterujemy. Oczywiście wspominam wersję na Wii, więc zastanawiam się jak sobie z tym poradziła (lub nie) wersja na N3DS.
Nie podobało mi się też nagłe podniesienie poziomu trudności pod koniec, gdzie wszystko może naszą drużynę pozabijać. To sprawia, że trzeba nagle dostosować trochę wyrobioną już taktykę w walkach, która do tej pory działała.
Ogólnie Xenoblade Chronicles uważam za naprawdę udaną grę. Zachęca swoją wielowątkową fabułą z ciekawymi bohaterami na czele i uważam, że spędzony czas nie był stracony. Jest wiele rzeczy, które można by poprawić i mam nadzieję, że Xenoblade X w większości się pozbędzie wspomnianych wyżej ubytków. Trzeba też pamiętać, że przejście samej fabuły bez jakiegoś tykania side questów zajmuje co najmniej 40 godzin(!) i widać to już na początku w sposobie prowadzenia rozgrywki. Teraz pozostaje jedynie czekać na duchowego spadkobiercę tytułu.
Fabuła w dużym skrócie opiera się na przygodach Shulka (głównego bohatera gry) i jego przyjaciół, którzy chcą odeprzeć wrogą rasę maszyn (Mechon) z Bionis. Walka z maszynami jest dla nich możliwa głównie dzięki Monado, który jest mieczem tajemniczego pochodzenia, a zdolnym do cięcia Mechonów jak masło. Fabuła jednak nie jest tak jednowątkowa jak się wydaje. Shulk szybko znajduje inny cel, by podążać za Mechonami, a główna oś fabularna powoli obiera znacznie inny kierunek, niż oczekiwany.
Xenoblade ma dużo zwrotów akcji i niezapowiedzianych sytuacji, które tylko utrzymują gracza w napięciu. Pod koniec jest niestety odwrotnie, gdyż twórcy dają nam po prostu dungeony do pokonania, nie racząc przyzwoitą ilością cutscenek, których zwykle w tej grze jest mnóstwo. Często nie są nawet istotne fabularnie, a jedynie pozwalają się bohaterom odezwać i pokazać relacje między nimi.
Właśnie, postacie. Tutaj one wyglądają na naprawdę żywe, dużo ze sobą rozmawiając i wymieniając pomysły co właściwie dalej zrobić. Mało którą postać można całkiem znielubić lub wydaje się kompletnie bezużyteczna (choć jest taka). To jak bardzo się ze sobą komunikują można zobaczyć na podstawie… walk, które są wręcz niekończącą paplaniną między postaciami, reagującymi na wszystko co się dzieje podczas walki. Gdy ktoś został trafiony, leży nieprzytomny, dostrzał zastrzyku dodatkowej energii, lub gdy potrzebuje pomocy. O tym wszystkim postać powiadamia pozostałe i także samego gracza. Sprawia to, że walki wcale nie są ciche, choć te same kwestie powtarzane z milion razy mogą znużyć graczy. Mimo to ja wręcz uwielbiałem słuchać tej paplaniny i sprawiała ona, że czułem satysfakcję, słysząc komentarze Shulka i jego przyjaciół na temat ciężko stoczonej bitwy. Sam sposób charakteryzacji bohaterów sprawia, że z przyjemnością ogląda się ich historię.
Walki dzieją się w czasie rzeczywistym, a stwory normalnie spawnują się w terenie i można je omijać (szczególnie jak są o jakieś 70+ leveli wyżej od postaci). Postacie atakują automatycznie gdy znajdą się w zasięgu wroga, a oprócz tego mamy do wybrania specjalne skille, oferujące dodatkowe obrażenia i wiele innych. Nie ma tu many, kondycji, ani nic. Trzeba tylko odczekać parędziesiąt sekund zanim się ponownie użyje skilla. Walki są całkiem łatwe, o ile się grinduje i wyjątkowo przyjemne. Rzadko kiedy w RPGach naprawdę chciało mi się walczyć ze stworami, a tu rozgrywka jest całkiem dynamiczna.
Położono tutaj na dużą interakcję, przez co rzadko ma się czas na jedynie kręcenie się wokół wroga i używanie dostępnych już skilli. Dodano możliwość usunięcia pewnych statusów po podejściu do osoby, fajny system unikania śmiercionośnych obrażeń, a także system moralny, który jest bardzo ważny jeśli chcemy zadawać dużo obrażeń i nie pudłować. Jednocześnie nie zabiera to czasu na tyle, że nie zadajemy w ogóle wrogowi obrażeń przez dłuższy czas. W dodatku nie trzeba walczyć jedynie Shulkiem! Gra oferuje bezpośrednią walkę resztą bohaterów co zdecydowanie urozmaica rozgrywkę, gdy umiemy już grać daną postacią z zamkniętymi oczyma. A walk trochę jest, bo Xenoblade skupia się mimo wszystko na grindowaniu i nawet różnica 5 poziomów jest kolosalna w starciach.
Co do świata to on jest gigantyczny. Tak gigantyczny, że jest to jego jednoczesną zaletą jak i wadą. Praktycznie, jeśli widzimy jakieś interesujące miejsce np. wieżę, wzgórze, to prawie na pewno możemy tam podejść i dodatkowo coś większego tam pewnie czeka np. mini-boss. Świat Xenoblade skrywa mnóstwo mini-bossów, zadań pobocznych (zwykle fetch questy), jeszcze więcej znajdziek, a także wiele sekretnych lokacji i bossów. To wręcz koszmar/raj dla graczy, którzy chcą wyciskać z gier jak najwięcej. Opłaca się zwiedzanie lokacji, gdyż za to dostaje się punkty doświadczenia, zwykle całkiem sporo. Z drugiej strony przez masywność lokacji ma się wrażenie, że postać porusza się naprawdę wolno. Nawet fortyfikacje są tak ogromne, że parę minut będziemy patrzeć na biegającego ludzika, zwłaszcza jeśli trzeba zrobić fetch questa. Jest system szybkiej podróży i zwykle jest tworzonych wiele takich punktów, ale i to nie uchroni przed długimi wędrówkami.
Grafika w tej grze też nie powala. Widać na każdym miejscu niską jakość tekstur, nawet na twarzach bohaterów, co jest trochę niedopuszczalne. Z innej strony przy takich ograniczeniach sprzętu masywność lokacji robi wrażenie, a szczególnie to, że nie są one pustawymi polanami, tylko po brzegi wypełnione różnymi dekoracjami, czy wrogami. Mimo wszystko Xenoblade stara się wyglądać ładnie, właśnie przy pomocy krajobrazów i… wychodzi mu to całkiem nieźle, zwłaszcza jeśli już się przyzwyczai do grafiki.
Krótko wspominając o muzyce, to jest ona jednym z większych atutów gry. Idealnie pasują do cutscenek i nadają świetny klimat terenom. Muzyka walki z bossem szybko wpada w ucho. Jedynie Mechonis nie oferuje za wiele w tej kwestii, choć to pewnie moje osobiste odczucie.
Zdarzają się też niestety ubytki w grze. Głównie chodzi tu o lagi, które narastają w późniejszych momentach gry, zwłaszcza podczas pobytu w Mechonis. Nigdy mi się nic nie ścięło, ale potrafiło naprawdę mocno lagować. Ten problem dotyczy jednak tylko walk, gdzie rzeczywiście dużo się dzieje i świadczy to tylko o przestarzałości sprzętu. Widać to też w przypadku towarzyszących postaci, które jeśli choć na chwilę gdzieś utkną, lub zostaną w tyle, to zaraz teleportują się do gracza i jest to robione dość nagminnie. Nie wspominając, że nie umieją chodzić po wąskich mostach, czy wspinać się, bo zaraz spadną i ogólnie są dość głupie. Na szczęście w walce AI jest całkiem dobrze zrobione, nie licząc jedynego przypadku, w którym pewna osoba jest bezużyteczna, jeśli sami nią nie sterujemy. Oczywiście wspominam wersję na Wii, więc zastanawiam się jak sobie z tym poradziła (lub nie) wersja na N3DS.
Nie podobało mi się też nagłe podniesienie poziomu trudności pod koniec, gdzie wszystko może naszą drużynę pozabijać. To sprawia, że trzeba nagle dostosować trochę wyrobioną już taktykę w walkach, która do tej pory działała.
Ogólnie Xenoblade Chronicles uważam za naprawdę udaną grę. Zachęca swoją wielowątkową fabułą z ciekawymi bohaterami na czele i uważam, że spędzony czas nie był stracony. Jest wiele rzeczy, które można by poprawić i mam nadzieję, że Xenoblade X w większości się pozbędzie wspomnianych wyżej ubytków. Trzeba też pamiętać, że przejście samej fabuły bez jakiegoś tykania side questów zajmuje co najmniej 40 godzin(!) i widać to już na początku w sposobie prowadzenia rozgrywki. Teraz pozostaje jedynie czekać na duchowego spadkobiercę tytułu.