09-02-2014, 20:27
Nie tak dawno ukończyłem The Banner Saga
Cała gra jest pełna niejednoznacznych wyborów, przez co bardzo łatwo czegoś żałować. Wiedzą o tym wszyscy, którzy podczas podróży karawaną chcieli wykazać się szlachetnością i uratować grupę wieśniaków przed podłym strażnikiem. Dokładnie ci sami ludzie bardzo szybko przekonujali się, że, teraz martwy, strażnik miał rację, a wieśniakom należała się kara.
Nieco inną sytuacją jest sprawa mostu varlów. Postanowiłem pomóc Eyvindowi go zniszczyć i, choć w moim mniemaniu podjąłem słuszne kroki, uczucie obrzydzenia do własnej osoby było całkiem silne. W końcu nie tylko nadużyłem gościny u samego władcy varlów, ale także okazałem się zdrajcą i musiałem walczyć z niedawnymi sprzymierzeńcami.
Dla odmiany, była też sytuacja, gdzie żałowałem, iż kogoś nie zabiłem - mówię o postaci Onefa. Kierując się logiką większości, niezbyt skomplikowanych, gier, przyjąłem go do drużyny i uznałem Ekkilla za "tego złego". Jak się okazało, podjąłem decyzję zbyt pochopnie, a niedawny sprzymierzeniec dosłownie wbił mi nóż w plecy. No, pod żebra.
Cała gra jest pełna niejednoznacznych wyborów, przez co bardzo łatwo czegoś żałować. Wiedzą o tym wszyscy, którzy podczas podróży karawaną chcieli wykazać się szlachetnością i uratować grupę wieśniaków przed podłym strażnikiem. Dokładnie ci sami ludzie bardzo szybko przekonujali się, że, teraz martwy, strażnik miał rację, a wieśniakom należała się kara.
Nieco inną sytuacją jest sprawa mostu varlów. Postanowiłem pomóc Eyvindowi go zniszczyć i, choć w moim mniemaniu podjąłem słuszne kroki, uczucie obrzydzenia do własnej osoby było całkiem silne. W końcu nie tylko nadużyłem gościny u samego władcy varlów, ale także okazałem się zdrajcą i musiałem walczyć z niedawnymi sprzymierzeńcami.
Dla odmiany, była też sytuacja, gdzie żałowałem, iż kogoś nie zabiłem - mówię o postaci Onefa. Kierując się logiką większości, niezbyt skomplikowanych, gier, przyjąłem go do drużyny i uznałem Ekkilla za "tego złego". Jak się okazało, podjąłem decyzję zbyt pochopnie, a niedawny sprzymierzeniec dosłownie wbił mi nóż w plecy. No, pod żebra.