09-01-2012, 18:48
Stało się to kiedy miałem 8 lat. Razem z kolegami bawiliśmy się na podwórku, był słoneczny dzień. Niedaleko, za domem mojego sąsiada są (A raczej były. Już nie ma) 2 kosze na śmieci, a raczej kontenery. Blisko była łąka, więc postanowiliśmy iść tam i pograć w nogę. Mocno się spociłem. Na pewno znacie to uczucie jak pot spływa na plecach. Tak się właśnie czułem. Było gorąco, dlatego też zdjąłem bluzkę. Koledzy stali jak wryci... Nie wiedziałem o co im chodzi, miałem minę, jak to wyrazili, jak nieświadomy głupek. Szybko zaczęli okładać mnie kijami po plecach. Krzyczałem na nich, wtem z moich pleców spadły 2 wielkie, obleśne robale. Nie wiem czy były to karaluchy. W każdym razie, spadły 2 z moich pleców. Szybko pochwyciłem kij i zacząłem bić robale. Ku mojemu zdziwieniu, choć wyglądały mizernie, nadal pełzały. Moi koledzy biegali po całej łące, wiadomo, jak to osmiolatkowie. Jeden kolega miał 7 lat. On nie widział całego zdarzenia, ponieważ w przerwie poszedł się napić. Stanął przede mną, nadepnął na ochydztwa. Zaczęliśmy mu tłumaczyć. Kiedy odciągnął stopę, robaki ledwo chodziły, ale żyły. Pobiegliśmy do domu, nalaliśmy wody do butelki a tam dosypaliśmy trutkę na mrówki. (chodzi o te czerwone kulki) Wróciliśmy na łąkę, sprawdziliśmy czy robale uprzednio zakryte przez nas reklamówką nadal były. Tak. Polaliśmy je specyfikiem i uciekliśmy. Nie wiem co się z nimi stało, ale później ich tam nie było. Może nie jest to straszne, lecz miałem w tedy 8 lat, a nawet powiem że 7, ponieważ tydzień wcześniej miałem urodziny. W tym wieku było to dla mnie straszne.