09-01-2012, 20:10
Moja prawdopodobnie najstraszniejsza historia związana z insektami została mi opowiedziana przez matkę. Dla niej jest to traumą do dziś - otóż kiedy byłem maluteńkim szkrabem, popindalającym sobie radośnie na 4 kończynach, zawsze byłem w tym samym pomieszczeniu, co matula ma, przy zamkniętych drzwiach, żebym nie uciekł. No i pewnego dnia, w trakcie przygotowywania obiadu, spostrzegła ona, że sunę na czworakach niemal jak Usain Bolt na setkę, ewidentnie coś goniąc. Podbiegła szybko do mnie i... w ostatniej chwili wyciągnęła mi ślicznego pająka z ust (a sama ma arachnofobię). Cóż, głodny byłem, zwierzyna co prawda uciekała przez całą kuchnię, ale już już, czując jej drobniutkie 6 nóżek na języku, odebrano mi ją. Podobno później za każdym razem, kiedy chodząc sobie radośnie robiłem nagły zryw w którymś kierunku, matka starała się mnie szybko łapać, znając moje zapędy. Po prostu byłem tłuścioszkiem, jak to się mówi "zjadłbym konia z kopytami" i pewnie i to bym zrobił, gdyby nie fakt, że trochę trudno takowego upolować w mieszkaniu.