Nie znalazłem w treści konkursu informacji, że ma to być 'przerażająca' opowieść, opowiem więc swoją, która mimo wszystko dla mnie była niemal tragiczna.
Miałem może 10 lat i wolną dolną półkę w standardowym regale na książki o niewielkich wymiarach. Pewnego razu zauważyłem tam pajączka. Był to wszystkim nam dobrze znany kosarz pospolity.
Tak mi się ów pajączek spodobał, że postanowiłem go 'hodować'! Codziennie dzielnie upolowałem mu jakąś muchę z okna, bo gdzie biedak na półce przy ziemi miał coś złapać. Pajączek w ramach wdzięczności rozbudowywał swój domek stworzony z poplątanej pajęczej sieci, a mały Grzes się cieszył, że ma nowego przyjaciela (dodam, że do dziś jestem jedynakiem, więc w jakiś sposób się nim spełniałem :P). Pajączka dzielnie utrzymywałem przy życiu przez około 2 tygodnie. Naturalnie z upływem tego czasu pajęczyna była gęsta niczym mleko i ciężko było jej nie zauważyć.
Pewnego dnia, wracając po ciężkiej umysłowej ośmiogodzinnej pracy w szkole, będąc na klatce schodowej przed drzwiami, zauważyłem, na rzucającym na nią światło oknie, muchę. Postanowiłem wykorzystać sytuację i złapać mojemu psiapsielowi świeży obiadek. Złapawszy muchę wszedłem do domu, stanąłem w progu mojego pokoju i przeżyłem szok. Był to dla mnie tak wieki wstrząs, że pamiętam go jakby to było wczoraj. Mianowicie, moja mama miała niezbyt ciekawy nawyk sprzątania mojej "bazy". Do jednego z obowiązków sprzątania należy odkurzanie. Zauważywszy gęstą pajęczynę bez wahania wsysnęła ją śmiercionośną rurą odkurzacza. Kiedy mi o tym powiedziała, po moim policzku spłynęła horda męskich łez, czego następstwem było strzelenie focha z przytupem na cały dzień +n kolejnych.
Nawet nie miałem szansy godnego pochówku przyjaciela.
Do dnia dzisiejszego odkurzacz jest moim najgorszym wrogiem, a od straty pocieszają mnie dwa ptaszniki (z czego jeden już posiada maksymalny poziom) i skorpion, którymi skrupulatnie się opiekuję
Miałem może 10 lat i wolną dolną półkę w standardowym regale na książki o niewielkich wymiarach. Pewnego razu zauważyłem tam pajączka. Był to wszystkim nam dobrze znany kosarz pospolity.
Tak mi się ów pajączek spodobał, że postanowiłem go 'hodować'! Codziennie dzielnie upolowałem mu jakąś muchę z okna, bo gdzie biedak na półce przy ziemi miał coś złapać. Pajączek w ramach wdzięczności rozbudowywał swój domek stworzony z poplątanej pajęczej sieci, a mały Grzes się cieszył, że ma nowego przyjaciela (dodam, że do dziś jestem jedynakiem, więc w jakiś sposób się nim spełniałem :P). Pajączka dzielnie utrzymywałem przy życiu przez około 2 tygodnie. Naturalnie z upływem tego czasu pajęczyna była gęsta niczym mleko i ciężko było jej nie zauważyć.
Pewnego dnia, wracając po ciężkiej umysłowej ośmiogodzinnej pracy w szkole, będąc na klatce schodowej przed drzwiami, zauważyłem, na rzucającym na nią światło oknie, muchę. Postanowiłem wykorzystać sytuację i złapać mojemu psiapsielowi świeży obiadek. Złapawszy muchę wszedłem do domu, stanąłem w progu mojego pokoju i przeżyłem szok. Był to dla mnie tak wieki wstrząs, że pamiętam go jakby to było wczoraj. Mianowicie, moja mama miała niezbyt ciekawy nawyk sprzątania mojej "bazy". Do jednego z obowiązków sprzątania należy odkurzanie. Zauważywszy gęstą pajęczynę bez wahania wsysnęła ją śmiercionośną rurą odkurzacza. Kiedy mi o tym powiedziała, po moim policzku spłynęła horda męskich łez, czego następstwem było strzelenie focha z przytupem na cały dzień +n kolejnych.
Nawet nie miałem szansy godnego pochówku przyjaciela.
Do dnia dzisiejszego odkurzacz jest moim najgorszym wrogiem, a od straty pocieszają mnie dwa ptaszniki (z czego jeden już posiada maksymalny poziom) i skorpion, którymi skrupulatnie się opiekuję
