10-01-2012, 22:35
Bylem mlodym około 6 letnim chłopcem (mialem zadatki na obojniaka) podczas wakacji w gorach przyczailem sie wraz z rodzina (oddział delta force) . Na jakimś schronisku. Zajadamy przekąski ja patrze na moja noge a tam (jakiś mutant karaluch) wtf wtf wtf.1 słowem zaczelem drzec sie jak fanki na koncertach betelsow. Krzyczalem tak że ok 200 ludzi bedacych w okolicy sojrzalo się na mnie. Ja krzyczalem nadal.2 litrawa woda usilowalem stracic karalucha. To na nic ręce yrzesly mi się jak szalone. Mój.tata strocil drania reka. Mimo to ja nadal krzyczalem. Krzyczalem tak że (serio) stado owiec (chyba owiec) zaczęło wariowac (uciekalo całe wielkie stado) góral wyrwal za nimi. Ja nadal krzyczalem jeszcze chwule. Gdy siw uspokoilem serce biło mi jakbym przebiegł maraton. Tego niebd Sie opisac . To dysk bym nagrać.
