07-07-2014, 22:47
Bioshock i Bioshock 2. Gry te, wraz z Bioshock Infinite kupiłem podczas zimowej wyprzedaży na Steam. Wysokie oceny od recenzentów z całego świata i artykuły o tym, jaka to wspaniała i artystyczna jest ta gra, że sztuka, że filozofia, że łał, zachęciły mnie do odchudzenia portfela. Od razu kupiłem cały zestaw trzech gier + DLC do Infinite. I cóż... Człowiek uczy się na błędach. Już nigdy nie kupię całego zestawu gier naraz. Tylko pierwsza część danej serii, a następne ewentualnie po jej przejściu.
Bioshock jest ciekawą grą, to dobre połączenie FPSa i elementów horroru. Serio, kilka razy, zwłaszcza na początku gry zdarzyło mi się podskoczyć ze strachu. Ciekawy arsenał broni i plazmidów, nieźli przeciwnicy i ciekawy świat dostarczyły mi sporo rozrywki. Przez pierwsze trzy godziny. Przez kolejne, umysł zaprzątało mi pytanie: "Kiedy stanie się coś ciekawego?" Gra jest niesamowicie powtarzalna, a przez to zanudzająca, w dalszych częściach gry. No a gdzie ta fabuła? Rozciągnięta do granic możliwości. Stoisz przed wejściem do siedziby złego pana? Aby się tam dostać, musisz zebrać trzy śrubki, rozsiane po całym mieście. Tak, twórcy wiedzieli jak zapewnić graczom wielogodzinną rozgrywkę. Kiedy w końcu dochodzi do jakiegoś wartego uwagi wydarzenia, motywy filozoficzne zostają zaledwie muśnięte, a gra, zostawiając gracza w niedosycie, każe biec po kolejne śrubki, gwoździe, czy inne wihajstry wymagane do otworzenia kolejnych drzwi. W skrócie, kolejne, po Portalu i The Walking Dead, rozczarowanie.
A Bioshock 2? Powtórka z rozrywki. Nieco jaśniejsza kolorystyka i żwawsza fabuła. Ale to wiele nie zmienia. Eh...
Bioshock Infinite? Nie wiem, czy w ogóle sięgać po tę grę. Nie no, wydałem pieniądze, kiedyś sięgnę... Może. Kiedy przejdę Sapera i Mario w lewo.
Ah, jeszcze Monaco: What's yours is mine. Ta gra akurat była ciekawa przez cały czas. I nawet fabułę miała gęstszą! No wiecie, więcej jej było. I przy każdej misji trzeba było się nieźle wysilić, aby wyczyścić planszę z wszelakich znajdziek. No i ta muzyka. Świetna. Dobra gra do co-opa.
Bioshock jest ciekawą grą, to dobre połączenie FPSa i elementów horroru. Serio, kilka razy, zwłaszcza na początku gry zdarzyło mi się podskoczyć ze strachu. Ciekawy arsenał broni i plazmidów, nieźli przeciwnicy i ciekawy świat dostarczyły mi sporo rozrywki. Przez pierwsze trzy godziny. Przez kolejne, umysł zaprzątało mi pytanie: "Kiedy stanie się coś ciekawego?" Gra jest niesamowicie powtarzalna, a przez to zanudzająca, w dalszych częściach gry. No a gdzie ta fabuła? Rozciągnięta do granic możliwości. Stoisz przed wejściem do siedziby złego pana? Aby się tam dostać, musisz zebrać trzy śrubki, rozsiane po całym mieście. Tak, twórcy wiedzieli jak zapewnić graczom wielogodzinną rozgrywkę. Kiedy w końcu dochodzi do jakiegoś wartego uwagi wydarzenia, motywy filozoficzne zostają zaledwie muśnięte, a gra, zostawiając gracza w niedosycie, każe biec po kolejne śrubki, gwoździe, czy inne wihajstry wymagane do otworzenia kolejnych drzwi. W skrócie, kolejne, po Portalu i The Walking Dead, rozczarowanie.
A Bioshock 2? Powtórka z rozrywki. Nieco jaśniejsza kolorystyka i żwawsza fabuła. Ale to wiele nie zmienia. Eh...
Bioshock Infinite? Nie wiem, czy w ogóle sięgać po tę grę. Nie no, wydałem pieniądze, kiedyś sięgnę... Może. Kiedy przejdę Sapera i Mario w lewo.
Ah, jeszcze Monaco: What's yours is mine. Ta gra akurat była ciekawa przez cały czas. I nawet fabułę miała gęstszą! No wiecie, więcej jej było. I przy każdej misji trzeba było się nieźle wysilić, aby wyczyścić planszę z wszelakich znajdziek. No i ta muzyka. Świetna. Dobra gra do co-opa.